Nasza strona internetowa używa plików cookie (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych. Każdy ma możliwość wyłączenia plików cookie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Karta 75 (2013)

Z Katalog.Czasopism.pl

Wersja Redakcja (dyskusja | edycje) z dnia 11:30, 24 paź 2013

(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)

Przejdź do Karta lub Spisy treści 2013
---

okładka numeru
75/2013

Opowieść o Łodzi: 1900–1939

W XX wiek Łódź weszła jako przemysłowa metropolia. Obok Polaków, stanowiących ponad połowę ludności miasta, żyli tu Żydzi (28 procent), Niemcy (18 procent) i niewielki odsetek Rosjan (głównie carskich urzędników i wojskowych). Uruchamiano nowoczesne fabryki, kwitł handel, rodziły się i upadały wielkie fortuny, żyjący w nędzy robotnicy radykalizowali się, zasilając szeregi zrewoltowanego ruchu. Przedstawiamy opowieść złożoną ze wspomnień mieszkańców przedwojennej Łodzi (w tym tłumaczonych z niemieckiego, angielskiego i jidysz) oraz archiwalnych fotografii, ukazujących Łódź jako unikalne miejsce współistnienia wielu narodów, kultur i wyznań, a także miasto wyjątkowych kontrastów społecznych.

Arnold Mostowicz:

To było bardzo dziwne miasto, owa Łódź, przez nikogo w tych czasach nie kochana. Może przez jej mieszkańców, chociaż i tego nie jestem pewien. Łódź to były trzy, co ja mówięcztery miasta albo może i więcej. Na pewno więcej. Była Łódź Polaków, Łódź Żydów, Łódź Niemców. Była Łódź Bałut, Łódź Chojen, Łódź Śródmieścia. W mojej pamięci pozostała Łódź ulic i dzielnic zamieszkanych głównie przez hałaśliwą, rozdygotaną, zagonioną, niespokojną biedotę żydowską, żyjącą od soboty do soboty, od Jom Kipur jednego roku do Jom Kipur drugiego. Na Nowomiejskiej i na Wschodniej, na Kamiennej i na Pfeffera, na Południowej i Żydowskiejona właśnie, kapciarsko-rzemieślniczo-handlarska biedota była wizytówką tej części miasta.

W ponurych, szarych, brudnych kamienicach ponure, szare, brudne mieszkania zapchane były gratami, dziećmi i zawsze pachniały cebulą i praniem. W tych to mieszkaniach, podczas piątkowo-sobotnich spotkań, opowiadano sobie o fortunie Poznańskiego, o mądrości i wpływach tego czy innego cadyka, o ostatniej roli Molly Picon, o chorobach dzieci i o podatkach, co oddychać Żydom nie pozwalają, o Palestynie i o Trockim.

1941–43: okupacja Charkowa

Fragment wspomnień Jurija Szewelowa (1908–2002), ukraińskiego slawisty, językoznawcy i historyka literatury. Wnikliwy obraz życia mieszkańców miasta okupowanego przez wojska niemieckie. Wspomnieniom towarzyszą kolorowe zdjęcia fotografa kompanii propagandowej Wehrmachtu, który uwiecznił życie mieszkańców podbitego miasta w latach 1942–43.

Jurij Szewelow:

Pewnego razu kupiłem garść łupin ziemniaczanych, ważny przedmiot ograniczonego obiegu handlowego czasów wojny. Same ziemniaki były przywilejem niemieckich żołnierzy, tu zaś ktoś wykazał się prywatną inicjatywąalbo wyżebrał łupiny u kucharza, albo wygrzebał je na śmietniku. Chleb i ziemniaki nie wchodziły w skład racji żywnościowych charkowian-tubylców. Jeszcze mniej dostępne były olej czy masło. Za drugim razem zobaczyłem na tym samym bazarze tłuszcz podejrzanego koloru świecowego łoju, podzielony na aptekarskie porcje. Sprzedawca przysięgał, że tłuszcz jest jadalny. Rzeczywiście, był on jadalny w tym sensie, że po jego zjedzeniu wciąż żyliśmy. Ale śmierdział, Boże mój, i pierwszą reakcją żołądka była chęć pozbycia się go. […]

Któregoś razu na bazarze wśród różnego śmiecia oferowanego przez jednego ze sprzedawców zobaczyłem tomik Mykoły Chwylowego, jeden z trzech, które wydane zostały przed jego śmiercią i zakazaniem wszystkich jego utworów. I ja go kupiłem. Tak, jak pijak wyrzeka się ostatniego kawałka chleba, by dostać jeszcze jeden kieliszek wódki. Gdy przyniosłem tomik do domu, matka nawet nic nie powiedziała, w jej oczach zalśnił tylko ból… i zrozumienie. Tomik nie miał szczęścia. Gdy porzucaliśmy Charków w 1943 roku, musiał tam pozostać, nie dotarł na Zachód, do Europy. A kupiony został być może za cenę czyjegoś życia.

Bunt Berlina w czerwcu 1953

Relacje uczestników powstania robotniczego w Berlinie wschodnim w 1953 roku (funkcjonariusza Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec oraz młodego pracownika naukowego), uzupełnione montażem raportów specjalnych Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, podsumowujących nastroje społeczne i recepcję powstania w Polsce latem 1953.

Peter Bruhn:

Po kolejnej chwili daremnego oczekiwania przed budynkiem rządu, na wniosek jednego z robotników zdecydowano o kontynuowaniu pochodu przez miastow celu nawoływania do ogłoszenia strajku generalnego. Stanowiąca czoło pochodu i niosąca transparent grupa, do której ponownie się przyłączyłem, rozpoczęła powolny marsz. Pochód zaczął się ponownie formować. Szliśmy ulicą Leipziger Straße, później skręciliśmy w lewo we Friedrichstraße. Po drodze co rusz rozbrzmiewały nasze okrzyki, częściowo te same, co podczas pierwszego marszu oraz nowe, na przykład: „Wzywamy do strajku generalnego!”, „Berlińczycy, łączcie się”, „Nie chcemy być niewolnikami!”. [...]

Tymczasem rząd nie siedział bezczynnie. Kiedy przechodziliśmy koło dworca na Friedrichstraße, z prawej strony, z ulicy Georgenstraße, rozległ się głos mówcy dobiegający z oddalonego o jakieś 50–100 metrów samochodu z megafonem. Głos twierdził, że nie ma powodu do strajku, bo rząd wycofał podwyżkę norm pracy. Odpowiedzią były pogróżki i podniesione pięści.

Raporty z dobijania powojennego podziemia

Wyklęci – nie uznali końca II wojny i wystąpili zbrojnie przeciw drugiemu – po nazizmie – zaborczemu totalitaryzmowi. Stanęli nie tylko przeciw potężnym siłom nowego agresora (i sowieckim, i peerelowskim), ale też wobec jego skutecznej propagandy. Gdy Polskę zalała fala sowietyzmu, stawali się wojskiem bez państwa i nadziei na wsparcie; walczyli bez szans na zwycięstwo. Tragiczny los żołnierzy, bijących się o ojczyznę, której coraz mniej, potęgowany był przez kolejne fałszerstwa władzy: referendum ‘46, wybory ‘47… Od wiosny 1947 zaczęto regularnie dobijać podziemie. Przedstawiamy wybór dokumentów z IPN-u, w większości niepublikowanych. Mówią w nich funkcjonariusze nowej władzy, a także zbrojni wrogowie Peerelu, których głos wymuszono lub dokumenty przejęto.

Z notatki z przyjęcia doniesienia agenturalnego przez kpt. Pencerea (st. oficera informacji II Oddziału Głównego Zarządu Informacji WP): Z rozmowy z Jerzym Łapińskim, zamieszkałym w Lignicy, dowiedziałem się, że na jego ślub z Wandą Lubowiecką, mającą odbyć się w niedługim czasie w Lubowiczu Wielkim, ma przyjść [por. Kazimierz Kamieński] „Huzar” ze swą bandą. […]

Zadanie: Należy ustalić miejsce i dokładny czas mającego się odbyć ślubu oraz czy rzeczywiście będzie na nim sam „Huzar” ze swoją bandą.

Przedsięwzięcie: Po ustaleniu czasu i miejsca ślubu oraz stwierdzeniu, iż będzie tam „Huzar”, w porozumieniu z MBP zrobić zasadzkę i bandę zlikwidować ogniem.

Mp., 25 lipca 1947 IPN Bi012/1231/4

Pamięć Komendy MO

Album archiwalnych zdjęć dokumentujących życie powiatowej komendy milicji obywatelskiej w Mińsku Mazowieckim w latach 1940./50. Fotografie odkrył Piotr Wojda, pełniący w 2004 roku funkcję rzecznika prasowego w Komendzie Powiatowej Policji w Mińsku Mazowieckim. W czasie remontu w jego ręce wpadło zakurzone pudło, po jego otwarciu okazało się, że pełne jest archiwalnych fotografii. Zapytano, czy zechce niejako „przygarnąć” ów zbiór i ochronić go tym samym przed wyrzuceniem na śmietnik. W końcu skany fotografii Piotr Wojda przekazał do Archiwum Fotografii Ośrodka KARTA, dzięki czemu mogą one ujrzeć teraz światło dzienne.

Przedsierpniowy dziennik Wiktora Woroszylskiego

Fragment dzienników Wiktora Woroszylskiego z lat 1979–80. Poeta w latach 70. był związany z opozycja demokratyczną, m.in. jako współpracownik KOR-u i wykładowca Towarzystwa Kursów Naukowych. Był również współzałożycielem i redaktorem „Zapisu” – pisma literackiego wychodzącego poza cenzurą. W prowadzonych codziennie zapiskach odnotował także rytm działań opozycji.

17 grudnia 1979

Na bramie naszego podwórza od strony ulicy Kniaźnina przez cały dzień wisi klepsydra wzywająca do udziału w mszy za zabitych w 1970 na Wybrzeżu. […]

F. [Feliks Woroszylski, syn] przy kolacji, że szpital dostanie przydział mięsa dla pracowników na święta w postaci całej świni, którą sami mają podzielić.

15 stycznia 1980

Wiadomość, że Halinę [Mikołajską] zatrzymano we Wrocławiu i odesłano do domu', dzwoniłem do Mariana [Brandysa], jeszcze nie wróciła.

16 stycznia

Telefon od Halinywróciła późną nocą, pociągiem. Przyszli po nią tam, gdzie była (u Danki Stołeckiej), „zaprosili” celem złożenia wyjaśnień w jakimś rzekomym „śledztwie nr…”, potem rozmawiał z nią uprzejmy pułkownik, mówił, że jej słowa to dynamit, że przysparza SKS-owcom poczucia siły, że racja stanu, patriotyzm, a takżedlaczego na przykład nie występuje dla młodzieży ubowskiej? „Prosił”, żeby zrezygnowała, a na jej odpowiedź, że młodzież prosiła ją o występzapowiedział, że wobec tego wkroczą siłą… Odwieźli ją na dworzec i wsadzili do pociągu, a jeden „nieznajomy” też pojechał „całkiem osobno”…