Nasza strona internetowa używa plików cookie (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych. Każdy ma możliwość wyłączenia plików cookie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Kultura Popularna - Grzegorz D. Stunża, Z PAMIĘTNIKA MIKRONAUTY

Z Katalog.Czasopism.pl

Kategoria: Przedruki
Publikacja za zgodą autora i redakcji.




Autoedukacja obywatelska w polskich państwach wirtualnych


Mikronacyjna strefa autonomiczna


Mikronacje, czyli wirtualne państwa są rodzajem internetowych społeczności, bazujących na dostępnych w internecie kanałach komunikowania, między innymi listach dyskusyjnych, forach dyskusyjnych, stronach WWW i komunikatorach tekstowych lub głosowych. Pierwsze mikronacje pojawiły się w przestrzeni internetu w latach 90. dwudziestego wieku, kiedy rzesze internautów zaczynały eksplorować przestrzeń globalnej sieci komunikacyjnej pod kątem społecznym.


Mikronacja – pomysł na tworzenie państwa, które jednocześnie nie jest państwem ani de iure, ani de facto, nie jest na pewno pomysłem zupełnie nowym. Nowością może być raczej możliwość realizacji owej nieprawności i niefaktyczności przedsięwzięcia. Podobne twory, oczywiście, nie budowane przy użyciu informacyjnych narzędzi w przestrzeni internetowej sieci, ale konstruowane w tzw. „świecie realnym”, pojawiały się wielokrotnie. Można tu przytoczyć przykłady różnego rodzaju pirackich tworów pseudopaństwowych, a na pewno wyjętych, czy wywalczonych przez samych piratów spod jurysdykcji państwa, zwrócić się w stronę małych społeczności plemiennych, zamieszkujących jeszcze dzisiaj na terenach oddalonych od globalnej cywilizacji (raczej w sensie świadomego oddalenia od dominujących sposobów życia niż oddalenia fizycznego). Podobnie, sięgając do przykładów współczesnych, można wskazać mikronacje, w angielskim rozumieniu terminu micronation – czyli mikronarodów, mikropaństw, jakie pojawiały się w epoce przedinternetowej. Przykładem niech będzie Księstwo Sealandii znajdujące się na Kanale La' Manche, utworzone na opuszczonej przez wojska brytyjskie platformie przeciwlotniczej z drugiej wojny światowej, którą zamieszkuje zaledwie kilka osób. Przykładami mogą być również różnego rodzaju, tworzone dla rozrywki lub motywowane chęcią uatrakcyjnienia terenów turystycznych lub zarabiania pieniędzy, różnorodne księstwa, królestwa, hrabstwa, tworzone niekiedy na obszarze domu i ogrodu przez właścicieli, mianujących siebie królami, wywieszających flagę i próbujących zarabiać na znaczkach pocztowych, czy księstwa i „wyzwolone” obszary administracyjne większych państw. W Polsce wskazać można, na przykład Księstwo Łeby, gdzie mieszkańcy swego czasu (nie wiem, jak jest obecnie) wybierali własnego księcia, co miało znaczenie raczej symboliczne i było próbą przyciągnięcia turystów. Podobnych przykładów na pewno udałoby się znaleźć więcej.


Z pamiętnika mikronauty #1: polityczna wojna domowa


Zadzwonił telefon. Perun przebywał właśnie w swojej wiejskiej daczy, ale odebrał. Mandragor Senior nie próbował nawet być miły, albo przynajmniej ważyć słowa. Zażądał natychmiastowego zakończenia krytykowania jego osoby, ciągłego doszukiwania się błędów i określania jego działań jako niedemokratycznych. Perun nie chciał się zgodzić, twierdząc wprost, że polityka to wojna i nie da się jej prowadzić, zupełnie unikając krytykowania osób, a nie tylko działań. O porozumieniu nie mogło być mowy i rozmowa zakończyła się w bardzo złej, a biorąc pod uwagę bardzo dobrą współpracę obu polityków za pierwszej prezydentury Peruna, wręcz tragicznej atmosferze. Mandragor Senior nie pozwolił jednak Perunowi na posiadanie wyłączności politycznych ataków. Rozegrał sprawę po swojemu, nie wprost, korzystając z sieci kontaktów i znanej wszystkim umiejętności przeciągania na swoją stronę politycznych – niezdecydowanych. Robił to niejednokrotnie jednym telefonem. Podobnie zrobił i teraz.


Lider siostrzanego państwa, a jednocześnie obywatel wandejski (na co pozwalała obustronna umowa), został zaatakowany przez prezydenta Mandragoratu i oskarżony o zbrodnie w zamorskich koloniach. Zaczęła się polityczna wojna domowa, już nie tylko wandejska, ale w całym obozie demokratycznych siostrpaństw, nagonka na zaprzyjaźnionego przywódcę, który ostatecznie, w ramach protestu porzucił obywatelstwo wandejskie, tłumacząc na koniec w morvańskich mediach, jakie miał Wandystan korzyści z dobrych kontaktów z Morvanem i z aktywności morvańskich obywateli w MW. Jak później przyznał się Mandragor Senior, był inspiratorem „sprawy samundzkiej”, wyciągniętej tylko po to, by zniszczyć polityczne skrzydło Radzieckiego, które w rozpadającym się monolicie jedności politycznej, ze względu na ultraradykalny charakter, zyskiwało na znaczeniu, a jednocześnie coraz gorzej było postrzegane przez dawnych rewolucjonistów wychowanych w monarchistycznej Sarmacji, z mniejszym entuzjazmem postrzegających rewolucyjny fanatyzm.

Symulatory państwa


Mikronacje, oprócz nawiązywania do tradycji rozrywkowych i buntowniczych mini-państewek, sięgają także do różnorodnych, prowadzonych, na przykład w formie gier (niekoniecznie komputerowych) symulacji funkcjonowania państwa. Gry takie są wykorzystywane do unaocznienia, na przykład młodym ludziom procesów politycznych i gospodarczych – osobiście brałem udział w podobnych zabawach w szkole podstawowej na lekcjach wiedzy o społeczeństwie. Mogą to być również strategiczne gry komputerowe czy symulacje biznesowe, z jakich korzystają studenci. Oczywiście, mikronacje, które formowały się od początku lat 90. ubiegłego wieku, w Polsce mniej więcej od połowy lat 90., a uznane za najstarsze i wciąż istniejące wirtualne państwo – Królestwo Dreamlandu – działa nieprzerwanie od 1998 roku, nie mogły nawiązywać do dzisiejszych skomplikowanych gier strategicznych i biznesowych czy naukowych symulacji. Niemniej, podobne symulacje były tworzone i szeroko znane już od lat 80. i nie można wykluczyć, że współczesne mikronacje sięgają swoimi korzeniami do wczesnych prób „realnych”, jak i komputerowych symulacji państwa.


Nie można jednak zapomnieć, że symulacyjny aspekt mikronacji związany jest również z próbą zbudowania idealnego państwa. Przykładów charakterystyki idealnych światów społecznych, utopii, mamy bardzo wiele. I niewątpliwie mikronacje, jako światy społeczne, w których nieustannie rozwija się politykę, sztukę, media, i inne obszary aktywności, a jednocześnie u źródeł każdego z wirtualnych państw jest choćby ogólna, choćby zarysowana teleologia istnienia i wstępne założenia ustroju (które, oczywiście, w zależności od samego ustroju, zaangażowanych osób i „ojców założycieli”, mogą ulegać zmianie), mogą być potraktowane jako utopie in statu nascendi. Utopie budowane nieustannie, zmieniane, które ciągle są wypadkową interakcji uczestników, modyfikujących, nawet przez samo nawiązywanie najzwyczajniejszych interakcji, przestrzeń v-państwa.


Wirtualne państwa bazują również na dokonaniach internetowych gier tekstowych, jakie prowadzone były w globalnej sieci informacyjnej jeszcze przed pojawieniem się World Wide Web. Gier, w których świat budowano przez tekstowe komunikaty. Czasami opis świata gry tworzyli sami użytkownicy w trakcie growych interakcji, czasami świat mógł być tylko częściowo modyfikowany/kreowany, ponieważ pewne ustalone komunikaty automatycznie, na zasadzie skonstruowanych wcześniej skryptów, wywoływały określone opisy, informacje na temat zaistniałych zdarzeń i tym podobne.


Z pamiętnika mikronauty #2: polityczna wojna o godło


W Sarmacji trwa polityczna wojna. Naprzeciw siebie stanęli zwolennicy obecnego godła sarmackiego – orła i zwolennicy starego sarmackiego symbolu – kukuła.

O'Rhada, który niedawno został sarmackim senatorem, zaproponował, by powrócić do godła sprzed kilku lat. Co najciekawsze – nie przedstawił nowego projektu, a jedynie zmianę nazwy. Izba Poselska zaakceptowała ustawę zmiany godła. Izba Senatorska odrzuciła ustawę i projekt wrócił do Izby Poselskiej, gdzie posłowie, co do jednego, zagłosowali o odrzuceniu senackiego weta. Regent Księstwa, co również istotne – poseł, który głosował za odrzuceniem weta senatu, a więc za przyjęciem kukuła – zarządził referendum w tej sprawie.


Podniosły się głosy z różnych stron. Zwolennicy kukuła zarzucali Regentowi zmianę zdania i nieposzanowanie Izby Poselskiej, wybranej demokratycznie (Izba Senatorska wybierana demokratycznie nie jest). Regent odpierał zarzuty, twierdząc, że w imieniu Księcia mógł po prostu zawetować ustawę i byłoby po wszystkim, zatem zdecydował o referendum, gdzie wypowiedzą się obywatele. Przeciwnicy kukuła rozpoczęli batalię na rzecz orła, zarzucając posłom zdradę, przyjmowanie korzyści majątkowych i tym podobne.

W każdym razie – konserwatyści sarmaccy o narodowym odchyleniu walczą z postępowcami, mniejszością wandejską i prowokatorem O'Rhadą, który jest jednocześnie lordem protektorem zbuntowanej wobec Księstwa prowincji Morvan, a do niedawna był aktywny w Wandystanie.


Zwolennicy orła działają propagandowo w różnych mediach. Zanim zdecydowano o referendum, Książę umieścił na stronie głównej rysunek głowy orła ze łzą spływającą z oka. Po zatrzymaniu kursora nad obrazem pokazywał się tekst: „on był godłem Księstwa Sarmacji”. Dodatkowo pojawiła się grafika z napisem (nie pamiętam dokładnie) NPSPD zdrajcy. Skrót NPSPD ma być sugestią, jakoby NPS – Nowa Prawica Sarmacka i SPD – Sarmacka Partia Demokratyczna tworzyły sojusz szkodliwych dla Księstwa polityków. Toczyły się na ten temat dyskusje pod artykułami w prasie i w shoutboxie.


Fikcja literacka środowiskiem edukacyjnym?


Mikronacje można również potraktować jako nieformalne środowiska uczenia się lub, paradoksalnie, jako nieformalne organizacje uczące się (z jednej strony organizacje te posiadają określone struktury władzy i zarządzania, z drugiej cechuje je ogromna oddolność zachodzących procesów społecznych i interakcji prowadzących do uczenia się, a w świetle „realnego” prawa nie są one zarejestrowanymi organizacjami; wyjątek od reguły to na przykład Księstwo Sarmacji, które po wprowadzeniu niesławnego przepisu o konieczności rejestracji internetowych witryn, zostało zarejestrowane jako czasopismo). Same mikronacje i dorobek przez nie gromadzony mogą być potraktowane jako efekt zbiorowego uczenia się.


Być może warto byłoby się pokusić również o określenie wirtualnego państwa jako sieciowej fikcji literackiej. Uczestnicy, współautorzy tworzą nieustannie opowieść, wciąż modyfikowaną z coraz to nowymi wątkami, tematami i postaciami. Takie określenie i sięgnięcie w efekcie do hipertekstowych powieści lub eksperymentów internetowych polegających na pisaniu hiperfikcji przez różnorodne osoby jest oczywiście ryzykowne. Ale niewątpliwie w świecie budowanym w dużej mierze na słowie pisanym (klikanym), odwołania do literackich eksperymentów, podobnie jak mikronacje montowanych na hipertekstowej, ulotnej strukturze, odwołanie tego typu nie może być absolutną pomyłką. Przy czym szukanie podobnych odniesień jest raczej próbą odnalezienia podobieństw niż korzeni mikronacyjnych, dlatego podobieństwo do sieciowej fikcji byłoby bardziej interesujące w przypadku analizowania porównawczego lub próby analizy archiwów w kontekście potraktowania mikronacji jako złożonej, hipertekstowej powieści.


Nie da się jednoznacznie wskazać, które inspiracje przeważyły przy powstawaniu pierwszych mikronacji. Na pewno wraz z powstawaniem nowych wirtualnych państw dylematy, jakie leżały u podstaw pierwszych mikronacji, mogły stawać się zupełnie nieistotne, a nowo powstające mikroświaty państwowe nawiązywały do innych już istniejących, określających się wyraźnie mianem v-państw. Niewątpliwie, pomimo pewnych trudności z jednoznacznym i pełnym wyznaczeniem zakorzenienia działalności mikronacyjnej we wcześniejszych rodzajach społecznych aktywności, warto podjąć próbę dokładniejszego opisu inspiracji, wskazując dzięki temu powiązania pomiędzy wirtualnymi państwami a innymi, głównie współczesnymi, działaniami uczestników globalnej sieci informacyjnej. Nie będzie to jednak, z uwagi na ograniczenia objętościowe, wątek obecny w dalszej części tekstu.


Z pamiętnika mikronauty #3: „Wir haben papst!", czyli wybory Ojca Świeckiego


Spóźniłem się na konklawe. Brzmi to niewiarygodnie, ale faktycznie miało miejsce. Zdziwienie dostojników kościelnych (w tym arcyżenadyna) oraz uprawnionych do głosowania awangardzistów proletariatu było wielkie. Miałem się nie pojawić, ale jednak się udało. A mój głos mógł zmienić wszystko, zwłaszcza, że jako dekameron, w głosowaniu ważonym, miałem trzeci co do siły głos. Najzabawniejsze, że wpadłem jak gdyby nigdy nic w momencie, kiedy zakończono zbieranie głosów i Tow. Winnicki zabierał się za zliczanie. Tow. Kanzler wykrzyczał, aby zebrać głos i ode mnie, ponieważ już kilka głosowań zakończyło się niepowodzeniem. Pospiesznie zagłosowałem. Nie zmieniło to sytuacji i następca Idi Amina I (który z kolei zastąpił niezapomnianego Bambułę XIII) znowu nie został wybrany. Kolejna tura, głosuję pierwszy, ponieważ w tym samym czasie gram w „real” i prowadzę zajęcia ze studentami, którzy w osłupieniu przyglądają się, jak wykładowca prowadzi rozmowy na czacie...


I jest! Arcyżenadyn Wałbrzycha zostaje wybrany nowym Ojcem Świeckim! Przyjmuje imię Cizia Bokassa II. Z komina unosi się różowy dym, a Cizia przemawia do zgromadzonych wiernych i łamaną niemczyzną – oficjalnym językiem Świeckiego Kościoła Wandejskiego – zapowiada szereg zmian i usprawnień nie tylko w administracji kościelnej, ale również codziennych praktykach świeckich. A ja spokojnie mogę przerwać grobową ciszę, jaka zapanowała w sali zajęciowej i wrócić do prowadzenia ćwiczeń, czując na sobie spojrzenia zaskoczonych studentów (z wiadomych względów nie informuję, że skończyłem już rozmawiać z Cizią, którą właśnie wybrano na papieża).


Różnorodność polskiego mikroświata


Polski świat wirtualny jest bardzo różnorodny. Od krajów o wieloletnich tradycjach, jak najstarszy Dreamland, Sarmacja, Scholandia czy kilkuletni Wandystan, po niewielkie, powstające ad hoc mikronacje, które niejednokrotnie funkcjonują bardzo krótko lub próbują zaistnieć na arenie v- międzynarodowej nieustannymi sporami, wojnami i zagarnianiem terytoriów innych pomniejszych. Wirtualne państwa polskiego internetu różnią się nie tylko długością funkcjonowania i liczbą aktywnych mieszkańców. Odróżniają się ustrojami politycznymi. Najbardziej popularnym jest monarchia. Największe polskie v-państwa są stabilnymi monarchiami z królem lub księciem na czele. Różnią się w zakresie kompetencji władcy i albo opierają na silnym przywódcy, otoczonym zaufanymi arystokratami, albo dryfują w stronę oświeconej monarchii, w której zasadniczą rolę odgrywa lud i wybierani przez niego urzędnicy państwowi. Cechą, która łączy najbardziej stabilne monarchie mikronacyjne jest rzadka zmiana na tronie. Władcy zmieniają się, ale są to zmiany, które następują raz na kilka lat. Najwięcej takich zmian było w najstarszym Dreamlandzie (biorę pod uwagę duże mikronacje, w mniejszych zmiany mogą zachodzić częściej). W pozostałych państwach „wielkiej trójki” zmiany zaszły tylko raz, ostatnio w Księstwie Sarmacji, gdzie po sześciu latach panowania z tronu ustąpił książę Piotr Mikołaj.


Oprócz monarchii w v-świecie funkcjonują także kraje demokratyczne, czego przykładem może być Wolne Miasto Micropolis, które przez długi okres nie posiadało nawet instytucji obywatelstwa i pozwalało na czynny udział w życiu państwa każdemu zarejestrowanemu mieszkańcowi (co przyczyniło się w pewnym sensie do upadku kraju, kiedy władzę przejęli Wandejczycy, masowo osiedlając się w mieście w odpowiedzi na zagrożenie przejęcia władzy przez wirtualnych faszystów, przybyłych z Udzielnego Księstwa Zakonu Templariuszy). Interesującym i obserwowanym przeze mnie dłużej przykładem, co widać między innymi w „dzienniku mikronauty” jest Mandragorat Wandystanu, który wyłonił się z Księstwa Sarmacji i zachował pewne pierwiastki typowe dla monarchii – jak podwójną instytucję mandragorów pełniących urząd dożywotnio, jednocześnie opierając na ustroju demokratycznym, pozwalając obywatelom na wybór parlamentu i prezydenta – najwyższej władzy i reprezentanta kraju.


Stabilne kraje nawiązują ze sobą dyplomatyczne kontakty, współtworzą, do tej pory nieoficjalną, chociaż uznawaną roboczo przez większość polskiego mikroświata, mapę mikronacji (problemy z jej uznaniem wynikają z istnienia terytoriów spornych, powstałych na skutek oderwania niektórych terytoriów od swych macierzy). Stawiają się również w opozycji do tak zwanych „yoyonacji” – mini mikronacji, zakładanych niejednokrotnie przez bardzo młodych ludzi zafascynowanych mikronacjami, którzy często dzierżą despotyczną władzę, obsadzając urzędy znajomymi z klasy i podwórka (w polskim mikroświecie bardzo mocno piętnuje się tak zwane „dzieci neostrady”). „Yoyonacje” opierają się najczęściej na zaledwie kilku aktywistach i niejednokrotnie upadają po krótkim czasie funkcjonowania. Termin powstał w odniesieniu do serwisu „yoyo.pl” oferującego darmową przestrzeń serwerową. Korzystanie z darmowych serwerów przez większe kraje jest traktowane jako nieprofesjonalne, ale i niestabilne, charakterystyczne dla v-państw nowicjuszy. Paradoksalnie, Organizacja Polskich Mikronacji, skupiająca wszystkie najstabilniejsze mikronacje, najważniejsza organizacja mikroświatowa, korzysta z serwisu „yoyo.pl”, a twórcy „yoyonacji” to niejednokrotnie byli obywatele wielkich państw, którzy nie byli w stanie spełnić swoich ambicji lub nie odnaleźli się w żadnym z nich, funkcjonując jako mikronacyjni turyści lub wygnańcy.


Poza formalnymi organizacjami o zasięgu v-światowym, funkcjonują również zrzeszenia lokalne, jak Unia Kontynentu Wschodniego (z dominującą, przynajmniej do niedawna, rolą Monarchii Austro-Węgier – jednego z niewielu polskich v-państw nawiązujących do tradycji państwa z „realu”) – w swoim czasie w pewnym sensie konkurent dla OPM, a także różnego rodzaju związki państwowe, pozwalające, na przykład na konsultowanie wspólnego stanowiska politycznego (na przykład Scholandia i Dreamland), czy pozwalające na swobodny przepływ obywateli, wielokrotne obywatelstwo i tworzenie wspólnych przedstawicielstw dyplomatycznych (tak zwane „siostrpaństwa”: Wandystan, Morvan, Elfida). Ponadto pojawiają się organizacje zrzeszające jednostki z różnych krajów, czego przykładem może być Mikronacyjna Międzynarodówka Socjalistyczna. Mikronauci mogą również dzielić się wiedzą o v-świecie w „Micropedii” – opartej o system wiki i nawiązującej do „Wikipedii”, tworzonej oddolnie encyklopedii polskiego mikroświata.


Z pamiętnika mikronauty #4: targi polityczne na „realnym”szczycie „wirtualnego ONZu”

Dotarliśmy na miejsce. Pod redakcją „Rzeczypospolitej” zgromadzili się delegaci. Mikronautów łatwo było rozpoznać – młodzi ludzie, od gimnazjum po studia (oraz dwie kobiety w średnim wieku) – w grupie, pod redakcją wielkiego dziennika, w dodatku ze sztandarami wirtualnych krajów. Weszliśmy wspólnie do środka po krótkim przedstawieniu. Byłem owinięty we flagę ZSRR, ponieważ nie udało się przygotować wandejskiej, a nie było innego pomysłu na wyróżnienie ludowej demokracji z tłumu monarchistycznych v-krajów. Ochroniarze wprowadzili nas do pomieszczenia, gdzie sekretarz generalny Organizacji Polskich Mikronacji („realnie” dziennikarz „Rzeczpospolitej”) rozpoczął część nieoficjalną, by chwilę później otworzyć oficjalne obrady w sali obok.


Trzyosobowe delegacje zasiadają w sali konferencyjnej przy ogromnym stole. Jedną z głównych spraw są wybory zastępcy sekretarza generalnego. Brak kandydatur, po chwili ktoś zgłasza Peruna. Wciąż brak kontrkandydatów. Żeby zachować demokratyczny charakter obrad i pokazać postępowość Mandragoratu, sam Perun wysuwa kandydaturę Cesarza Austro-Węgier. Zgadza się kandydować. Delegacja sarmacka prosi o przerwę. Sarmaci wraz z przedstawicielami innych monarchii wychodzą rozmawiać w kuluarach. Przychodzą po chwili po Cesarza i wywołują siedzącego obok Wandejczyków członka delegacji Królestwa Dreamlandu.


Po przerwie Cesarz rezygnuje z kandydowania. Sarmaci zgłaszają kandydaturę swojego człowieka, nie będącego nawet w składzie delegacji. Delegaci zadają pytania kandydatom, atakując Peruna za radykalne wypowiedzi, jakie niejednokrotnie wygłaszał w gmachu OPM. „Komunistyczny” przywódca jest skazany na przegraną. Podczas głosowania jedynie Królestwo Dreamlandu popiera Peruna (delegat dostał oficjalną zgodę od króla podczas rozmowy telefonicznej), co zwiastuje rozłam tak zwanej „wielkiej trójki” złożonej z Sarmacji, Scholandii i Dreamlandu. Sarmaci okazują zdenerwowanie – jeden z dotychczasowym sojuszników, najstarsze polskie państwo wirtualne, staje po stronie rosnącego w siłę lewackiego państwa. Po przerwie proponują Perunowi stanowisko koordynatora do spraw promocji OPM. W głosowaniu brak sprzeciwów. Sytuacja polityczna złagodzona, rosnący w siłę Wandystan, chociaż upokorzony, uspokojony przez starych monarchofaszystowskich dyplomatów...


Adam Słodowy i „wirtualna” edukacja obywatelska


Wątek edukacyjny został zasugerowany nieco wyżej, kiedy pisałem o możliwości potraktowania mikronacji jako edukacyjnego środowiska, a nawet jako organizacji uczącej się. Nie jest to prawdopodobnie oryginalne stwierdzenie. Powołując się na Henry’ego Jenkinsa i jego Kulturę konwergencji, co w przypadku opisu mikronacyjnej rzeczywistości już robiłem, można powiedzieć, że sieciowe społeczności, zwłaszcza te symulacyjne, mogą dać młodym ludziom o wiele więcej możliwości kształcenia się w zakresie polityki, samorządności i obywatelskiej aktywności niż pozwalają na to szkolne samorządy uczniowskie, a bazując na własnych doświadczeniach śmiało mogę powiedzieć, że zdecydowanie więcej niż samorządy studenckie (w przypadku uczniowskich i studenckich parlamentów liczba uczestników jest zawsze ograniczona, natomiast liczba aktywnych uczestników mikronacji określona nie jest). Zwłaszcza, gdy, jak w przypadku mikronacji, istnieje zupełna dowolność w zakresie budowy nowego państwa i nic nie stoi na przeszkodzie, by wspólnie ze znajomymi, zarówno ze szkoły, jak i ze społecznych serwisów, zbudować wirtualne państwo. Można również dołączyć do już istniejącego i tam współdecydować o kształcie v-rzeczywistości, bo mikronacja zawsze jest sumą działań jej użytkowników, a także próbować swoich sił w wymarzonym zawodzie lub odskakiwać od rzeczywistości do zajęć, których na co dzień nie podejmujemy, a chcielibyśmy się sprawdzić. Czy to w roli polityka, specjalisty od reklamy, urzędnika państwowego, dziennikarza, nauczyciela/wykładowcy a może pisarza, muzyka, prezentera wiadomości, radiowca, wojskowego...


Mikronacja, jako symulator rzeczywistości i kulturowa przetwórnia „realnych” pomysłów, symboli i tym podobnych, pozwala użytkownikom na twórcze działanie i uczenie się w obrębie mikroświata aktywnego obywatelskiego zaangażowania. Bo kto nie jest widoczny w mikronacji, ten dla jej uczestników nie istnieje. Oczywiście, rodzi to czasami problemy związane z „aktywnością bez pokrycia” – pieniactwem w celu podkreślenia obecności, krytykanctwem zamiast budowania (chociaż zdarza się, że rzetelna krytyka jest odbierana przez osoby mocno zaangażowane w budowę mikroświata jako krytykanctwo i pieniactwo). Jednak w większości przypadków jest to zaangażowanie prawdziwe, czasami motywowane pragnieniem awansu społecznego, na przykład w postaci podwyższenia tytułu szlacheckiego czy społecznego (interesujące, że w socjalistycznej, przynajmniej w warstwie retorycznej, mikronacji – Wandystanie, system tytułów szlachty i arystokracji jest zastąpiony awangardą proletariatu i to na zasadzie bezpośredniej możliwości przetłumaczenia tytulatury na tytuły szlacheckie Księstwa Sarmacji). Czasami jest to motywacja wynikająca z możliwości większego oddziaływania na budowaną rzeczywistość przez autorytety, osoby zasłużone i piastujące wysokie funkcje w państwie.


Mikronacyjna edukacja, w pewnym sensie jako odbicie lustrzane, krzywe zwierciadło „realnej” rzeczywistości (raczej w rozumieniu zmiany niż oszpecenia), jest w zupełności autoedukacją prowadzoną jednocześnie przez społeczność i jednostki, które nieustannie negocjują teleologię edukacyjnego procesu, ucząc się tym samym politycznej dynamiki. Oczywiście, zawsze jest to edukacja, chociaż nieformalna, to jednak prowadzona w ramach, co prawda „wirtualnej”, ale jednak instytucji. Nowy uczestnik zastaje ustalone ramy, które mogą podlegać zmianom, ale wymaga to wysiłku, zebrania określonej liczby popleczników i przekonania innych do swoich racji, zwłaszcza, gdy system polityczny opiera się w dużej mierze na demokracji i społeczeństwo wybiera swoich przedstawicieli w powszechnych wyborach.


Co ważne, edukacja obywatelska opisana powyżej zachodzi w bezpiecznych warunkach. W środowisku, gdzie można pozwolić sobie nawet na ostre zwroty politycznych poglądów, zakładać coraz to nowe partie i kształcić umiejętności, zdobywać nową wiedzę piastując różnorodne stanowiska. Ogromna różnorodność uczenia się obywatelskości w mikronacji zdecydowanie przewyższa możliwości „realu”. Nie tylko dlatego, że pozwala jednostkom na uczenie się w wybranym dynamicznym i bogatym środowisku społecznym, częste (jeśli mamy taką potrzebę) zmiany aktywności, ale również pozwala na to każdemu, kto tylko jest zainteresowany, nie tylko niewielkiej grupie zapalonych aktywistów lub wybranych do pełnienia politycznych funkcji, jak ma to miejsce w „prawdziwym” świecie. Zaletą mikronacji jest również możliwość zaangażowania młodego (niekoniecznie) człowieka w aktywność z poziomu fikcyjnej tożsamości, co pozwala osobom nieśmiałym lub nie mogącym posługiwać się prawdziwym nazwiskiem na udział w życiu wybranego v-państwa.


Plastyczność mikronacyjnej przestrzeni, możliwość obserwowania i zmieniania procesów państwowych od wewnątrz, nie tylko daje możliwości autoedukacyjne społeczności i zaangażowanym w życie mikronacji jednostkom. Społeczności sieciowe, zwłaszcza takie jak mikronacje, czy do nich podobne, które, ze względu na swoją specyfikę, zawsze w pewnym sensie funkcjonują jako organizacje wychowawcze (bo państwo zawsze posiada cele edukacyjne, z racji koncepcji politycznej, wokół której jest formowane – może to być ideologia konserwatywna, jak w przypadku Księstwa Sarmacji, stonowana nieco przez zderzenie z demokratycznymi potrzebami społeczności, może być to wizja demokracji ludowej, delikatnie tylko zarządzanej, głównie od strony trzymania pieczy nad systemem informatycznym, chociaż mocno uwolnionym i udostępnionym do aktywnego użytkowania przez mieszkańców, jak w Mandragoracie Wandystanu, czy demokracja bezpośrednia w Wolnym Mieście Micropolis), mogą być polem pracy dla pedagogów aktywistów, którzy wchodząc do świata sieci, próbują podejmować swoją misyjną, jednocześnie polityczną i edukacyjną pracę w przestrzeni, gdzie młodzi ludzie spędzają coraz więcej wolnego czasu. Nie musi to być mikronacja, może to być sieciowa gra, sieciowy świat alternatywny, grupa dyskusyjna. Mikronacja jest tylko jednym z przykładów zmian, jakie zachodzą w edukacyjnej rzeczywistości. Pozwalają one nie tylko na wzajemne uczenie w nieformalnej edukacyjnej przestrzeni, ale również stanowią wyzwanie dla pedagogów, którzy muszą podążać za zmianami, jeśli chcą jeszcze być słyszalni i chcą, by ludzie, zwłaszcza młodzi, mieli możliwość czerpania z autorytetów, nie tylko rówieśniczych, nie tylko tych z alternatywnego świata internetowych relacji społecznych („internetowość” nie przekreśla, oczywiście, prawdziwości relacji).


Specyfika mikronacji aż kusi, by potraktować tę przestrzeń jako poligon pedagogicznego oddziaływania, przy jednoczesnym zachowaniu szacunku do zamieszkujących tę przestrzeń jednostek. Bo nie chodzi o to, by wkroczyć do v-świata i pedagogiczną misję wypełniać z gorliwością misjonarzy, wkraczających pod osłoną wojska na tubylcze tereny, ale by stać się mikronautą i zgodnie z obowiązującymi regułami gry, bawiąc się popkulturowymi symbolami, odniesieniami i przetworami, spróbować przekonać do określonych idei, budując edukacyjną utopię obywatelskiego zaangażowania. Być może doświadczenia wyniesione z mikronacji, kolejny krok w stronę zmieniających się relacji edukacyjnych świata globalnej sieci informacyjnej, pozwoliłyby na lepsze rozpoznanie kolejnych przekształceń i opracowanie koncepcji edukacyjnego działania w świecie nowych mediów. Zapewne nie będzie to edukacja oparta na klasycznym układzie relacji: wszechwiedzące centrum – peryferie nastawione na odbiór, ale będzie przypominać raczej hipertekstową zmienność, w której uczący się i nauczający zamieniać się będą nieustannie rolami. To niby nic nowego, a jednocześnie dla wielu pedagogów brzmi jak herezja.


Z pamiętnika mikronauty #5: żałoba narodowa; wirtualne państwo jako serwis społecznościowy


W „realu” tragedya – samolot z wojskowymi na pokładzie rozbija się. Wszyscy giną. W najważniejszych mediach jest to główny temat. Wspomnienia o zmarłych, spekulacje na temat wypadku, relacje z miejsca katastrofy. W tym samym czasie życie w mikronacjach płynie starym trybem. Do czasu, gdy strony Księstwa Sarmacji zmieniają wystrój na czarno-biały, co jest związane z ogłoszeniem w Księstwie żałoby, z powodu wojskowej katastrofy.


Mieszkańcy mają podzielone zdania. Część z nich solidaryzuje się z ofiarami, podkreślając przy tym swoją polskość i szacunek do wojska polskiego, część stawia się na pozycji osób, które nie rozumieją, gdzie ta Polska, są Sarmatami i sugerują, że to v-świat jest jedynym prawdziwym. Niektórzy zwracają uwagę na wprowadzenie żałoby, ale albo nie wartościują jej wprowadzenia lub skąpo wypowiadają na jej temat, skupiając głównie na utracie funkcjonalności czy „popsutej” estetyce stron Księstwa.


Pojawia się również wątek interpretacyjny zdarzeń w Sarmacji. Ojek, który podaje dane na temat ofiar śmiertelnych na polskich drogach – wpisując się w opcję przeciwną żałobie w Sarmacji (bo dlaczego żałobę ogłasza się po śmierci kilkunastu „realnych” wojskowych, skoro codziennie giną ludzie, na przykład na „realnych” drogach?) – jednocześnie pisze, że Sarmacja jest największym polskim portalem społecznościowym. Portalem, który skupia Polaków i nie można się polskości wstydzić, czy też od niej uciekać. Pisze, że pseudonimy nie zwalniają od bycia Polakiem. Stawia to pod znakiem zapytania sztuczność państwowości sarmackiej (widzianą z „realnej” perspektywy) i rodzi pytania o dryfowanie od wirtualnego państwa w stronę miejsca pośredniego, rodzaju przejścia pomiędzy serwisem, gdzie tylko dyskutuje się o polityce, a takim gdzie konstruuje się sztuczne modele rzeczywistości. Sarmacki przykład nie jest jednak nadzwyczajny. O wiele bardziej zaskakujące było wprowadzenie żałoby narodowej w socjalistycznej mikronacji Mandragorat Wandystanu, zaraz po śmierci Jana Pawła II...


Koda


W powyższym tekście nie zmieściłem wszystkiego, co mógłbym o mikronacjach napisać. Dlatego namawiam, by potraktować tekst jako wybór. Wycinek z o wiele szerszego opisu, kilka słów opowieści z długiej wędrówki. Zachęcam, by czytelnicy przynajmniej przejrzeli polski mikroświat, który zadziwia różnorodnością, chociaż niewiele ponad tysiąc osób bawi się (czy tylko?) aktywnie w budowanie „sztucznych” państw. Nie mieliście, Drodzy Czytelnicy, możliwości dokładnego poznania, z jakich kanałów komunikacyjnych i w jaki sposób korzystają mikronauci, jak wygląda kwestia tożsamości w wirtualnym świecie (a wierzcie, jest o czym mówić) i jak przetwarza się „realne” symbole, historie w celu budowania zupełnie świeżych narracji. Pod tekstem nie znajdziecie również długiej bibliografii. Potraktujcie powyższy opis i w pewnym sensie wylosowane z dziennika notatki, jako opowieść uczestnika. Kilka słów od kogoś, kto kilka lat spędził w mikronacjach, rozpoznając coraz to nowe możliwości działania, ucząc, spierając, budując, niszcząc, zmieniając, przetwarzając, a czasami przywracając stare. Czas kończyć, niebawem nowa audycja w „Radiu Janusz” – „wandejskim głosie w twoim lokalu komunalnym”!

Artykuł pochodzi z czasopisma „Kultura Popularna” nr 4 (22) 2008.

Grzegorz D. Stunża - asystent w Pracowni Edukacji Medialnej Uniwersytetu Gdańskiego/zastępca sekretarza generalnego Organizacji Polskich Mikronacji.