Nasza strona internetowa używa plików cookie (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych. Każdy ma możliwość wyłączenia plików cookie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Zadra - Magdalena Fręś, JAK DOBRZE WYGLĄDAĆ

Z Katalog.Czasopism.pl

Wersja Redakcja (dyskusja | edycje) z dnia 14:50, 27 lis 2008

(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)

Kategoria: Przedruki
Publikacja za zgodą autora i redakcji.



Gok Wan, 33-letni prezenter telewizyjny i stylista mody, w jednym z wywiadów przyznał, że ważył kiedyś ponad 130 kg.

W tej chwili jest chudy jak patyk – nie chce mówić o swojej utracie wagi, wspomina jedynie o stresie związanym z początkiem nauki w szkole teatralnej, o problemach z przystosowaniem do nowej rzeczywistości, które spowodowały, że po prostu... zgubił ponad 50 kg wagi. Pracował jako stylista takich gwiazd, jak Vanessa Mae, Wet Wet Wet, All Saints, Erasure. Jego praca była publikowana przez takie magazyny, jak „Tatler”, „Glamour”, „Times Style”, „Marie Claire”, „Cosmopolitan” i wiele innych. Mimo że teraz wygląda jak piękny, szczupły bóg, nigdy nie zaleca kobietom schudnięcia.


W 2006 roku zaczął pracować dla Channel 4 jako stylista w programie How to look good naked (Jak dobrze wyglądać nago). Program okazał się tak popularny, że po pierwszej serii (8 x 30 min.) nakręcono drugą. Z prośbą o udział w programie zwróciło się ponad 6 tysięcy kobiet i mężczyzn w samej tylko Wielkiej Brytanii. Zachęcony popularnością, Gok napisał również książkę (wydaną w kwietniu 2007) How to Look Good Naked: Shop for your Shape and Look Amazing!.


Jeszcze jedno – Gok Wan jest otwarcie homoseksualny i to jest ponoć tajemnica jego sukcesu. Zdefiniowano już tzw. Gok Effect – polega on na tym, że kobiety, które od 10 lat nie pokazały się nago swoim mężczyznom, teraz rozbierają się do rosołu przed Gokiem – a dzieje się tak, ponieważ jest gejem i to, co się dzieje pomiędzy nim a występującymi w programie kobietami, to gra pozbawiona jakichkolwiek podtekstów seksualnych.


Widziałam wiele odcinków tego programu (niektóre po dwa razy) i przeczytałam książkę. Do rzeczy więc.


Mamy tu do czynienia z nowym nurtem we współczesnych mediach, na pierwszy rzut oka bardzo prokobiecym, zgoła feministycznym. Program How to look good naked zaprasza w swoje podwoje kobiety w różnym wieku, o różnych kształtach ciała, z zasady są to jednak kobiety „normalne” (celowo daję cudzysłów, nie chcę bowiem definiować tutaj społecznie przyjętej normy), „przy kości” bądź z innym wskazanym przez siebie defektem (pajączki na nogach, obwisły brzuszek).


Na początku programu kobiety napotykają dwa ryty przejścia. Pierwszy z nich to zobaczenie siebie w lustrze – jedynie w bieliźnie, czemu towarzyszy wywnętrzanie się ze swoich kompleksów i innych auto-nienawiści. Wyznaniom towarzyszy kompletnie ubrany Gok Wan, który niezmiennie uświadamia targane płaczem kobiety, że mają piękne kształty gruszki i że to jest ich atut, a nie wada. Wtedy następuje coś na rodzaj biblijnego cudu – morze łez wysycha, a kobiety decydują się porzucić wstręt do własnego ciała i nauczyć się je kochać. W programie ten etap trwa około 5 minut, może mniej. W tak krótkim czasie Gok Wan sprawia, że można odrzucić 10-letnią historię nienawiści do własnego ciała.


(W tym miejscu zgłaszam żądanie: chcę wiedzieć, która szkoła terapeutyczna go tego nauczyła, jaki wydano mu certyfikat i ile to kosztowało, bo bardzo pragnę ten trik zastosować w mojej praktyce psychoterapeutycznej.)


Drugi ryt przejścia polega na zburzeniu jeszcze jednego muru złych przekonań. Wyżej wymieniona kobieta w bieliźnie podchodzi do rzędu kobiet, ustawionych od najmniejszej do największej, i wybiera sobie miejsce pośród nich. Zazwyczaj okazuje się że kobieta wybrała miejsce o wiele „za duże”, ustawiając się pomiędzy kobietami o rozmiarach 44 i 46, podczas gdy sama nosi rozmiar 40 – co oznacza, że jej percepcja własnych rozmiarów jest znacznie przesadzona. Na tym etapie kobieta odrzuca fałszywy obraz swojego ciała i czyni to w czasie krótszym niż 5 minut.


Potem są reklamy. (Telefony komórkowe, następnie balsam ujędrniający do ciała, błyszcząca farba do włosów, krem na zmarszczki, margaryna i znowu telefony komórkowe.)
Po osuszeniu ostatnich łez, wyprostowana i pewna siebie kobieta poddaje się najpierw zabiegowi wciśnięcia w bieliznę wyszczuplającą, według promowanej przez Goka Wana maksymy – udawaj ile wlezie (fake it!) – czyli drogą do zaakceptowania własnych krągłości jest tutaj zminimalizowanie ich tudzież ściśnięcie lub wypchnięcie do góry. Tak wystylizowana kobieta przymierza sukienki i inne fatałaszki, które leżą na niej jak ulał, co z kolei powoduje, że jej obraz we własnych oczach pięknieje z każdą sekundą telewizyjnego przekazu. Obraz ten pięknieje również u fryzjera i makijażystki i urasta do takich cudownych rozmiarów, że kobieta zgadza się na rozbieraną sesję fotograficzną, a następnie na pokaz mody bieliźnianej na pokazie dla modelek.


Trzeba wspomnieć o jeszcze jednym – Gok Wan nie zapomniał w swoim programie o niezwykle ważnej rzeczy, a mianowicie o tym, jak bardzo oceny innych ludzi różnią się od naszych własnych ocen. W tym celu prosi przypadkowo poznane na ulicy osoby o wyrażenie własnego zdania na temat wyświetlanej na wielkim billboardzie, rozebranej do bielizny sylwetki kobiety. Wszystkie opinie są pozytywne.


Na końcu okazuje się, że kobieta, która przez 10 lat nie pokazała się nago żadnemu mężczyźnie, teraz paraduje na wybiegu dla modelek ubrana w seksowną bieliznę, bez potrzeby zrzucania iluś tam kilogramów, zużywania ton kremów antycellulitowych i przestawiania czoła w miejsce ust. Ta sama kobieta ogląda z dumą swoje akty, na których więcej jest zakryte niż odkryte, a problematyczne fragmenty ciała (pajączki na nogach, obwisły brzuszek) giną schowane za krzesłem lub w fałdach jedwabiu (na niektórych aktach mniej jest golizny niż na ostatnio widzianych przeze mnie rodzinnych fotkach z 1 listopada na cmentarzu przy deszczowej pogodzie).


Każdy i każda, która chce przekonać się co do geniuszu Goka, może zakupić jego książkę lub obejrzeć serię jego programów. Skarbnicą pomysłów jest strona http://www.channel4.com/life/microsites/H/htlgn/.


Przytaczam poniżej magiczną filozofię Goka Wana w sześciu punktach (zaczerpnięte z powyższej strony www, tłumaczone z angielskiego przez mnie):

Sześć etapów, aby dobrze wyglądać nago

Etap 1: Zmierz się z własnymi lękami
Zdejmij ubranie przed lustrem i przyjrzyj się sobie uważnie

Etap 2: Zmień to, jak sama siebie postrzegasz
Nie jesteś taka gruba, jak myślisz.

Etap 3: Spójrz na siebie oczami innych
Naucz się przyjmować komplementy i skup się na plusach, nie na minusach.

Etap 4: Pracuj nad ciałem
Noś ubrania, w których dobrze wyglądasz i w których czujesz się dobrze

Etap 5: Szanuj siebie
Dbaj o siebie

Etap 6: Drobne oszustwa kosmetyczne
Aby dobrze wyglądać nago:
Zasada 1: Dogadzaj sobie, stosując kosmetyki do pielęgnacji ciała,
Zasada 2: Złuszczaj i nawilżaj całe ciało,
Zasada 3: Nigdy nie zapominaj o stopach – dobry pedicure jest absolutnie konieczny,
Zasada 4: Usuwaj owłosienie na ciele – zawsze zadbaj o rejon bikini,
Zasada 5: Zawsze dbaj o włosy. Dobre strzyżenie może spowodować, że poczujesz się jak milion dolarów,
Zasada 6: Zawsze stosuj balsamy samoopalające,
Zasada 7: Ładne dłonie są ważne. Zrób sobie manicure,
Zasada 8: Zawsze rób sobie makijaż i pokryj niedoskonałości skóry ciała korektorem.


Jak widać, dominuje tryb rozkazujący, podobnie jak w wielu innych poradnikach. Czyżby była to kwestia wielowiekowej historii „wdrukowania” w kobiece „geny” wyjątkowej podatności na taki przekaz?


Przejrzałam zasoby internetu w poszukiwaniu blogów o tym programie. Oceny programu są nadzwyczaj pozytywne, kobietom podoba się to, że Gok Wan mówi o krągłościach kobiecych tak, jakby „mówił o przygotowywaniu risotto” (http://www.blogher.org/look-good-naked-naked-naked-naked).


Wszystko wygląda bardzo ładnie. Zupełnie, jakby Gok Wan był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu we właściwym czasie – zdaje się bowiem, że kobiety stały się gotowe na przyjęcie zmiany w filozofii piękna i wyglądu, co Gok Wan skrzętnie wykorzystał w swoim programie. Wszystko to jednak trochę zaskakuje. Znamy przecież funkcjonującą wciąż legendę o tym, że homoseksualni projektanci mody kreują swoje projekty, dopasowując je do modelek o wyglądzie 14-letnich chłopców. Ponadto chudość w świecie mody jest nadal obowiązującym standardem. Gok Wan bardzo zeszczuplał, jest homoseksualny i nie dam sobie wmówić, że to nie ma wpływu na prowadzony przez niego program i filozofię, którą w nim sprzedaje. Niby więc nie zaleca schudnięcia, ale sam schudł. Niby nie proponuje operacji plastycznych, ale formuje kobiece sylwetki za pomocą przedziwnych gorsetów i majtek wyszczuplających. „Zawiesza” funkcjonowanie standardów piękna, by w trakcie trwania programu stopniowo do nich powracać (w sześciu krokach). Jego podejście jest przewrotne i przez to po prostu krzywdzące.


Program How to look good naked tylko z pozoru ma za zadanie pomóc kobietom zaakceptować w pełni swoje ciało. W rzeczywistości jednak wskazuje sposoby, w jakie można nadal go nie akceptować: poprzez poprawianie niedoskonałości strojem, makijażem, fryzurą, kosmetykami, balsamami do ciała, obciskającą bielizną, butami na wysokich obcasach (w swojej książce Gok Wan zaleca dla jednej z typów sylwetki ZAWSZE chodzić na obcasach i nie wspomina się ani przez chwilę o wynikających z tego konsekwencjach dla kręgosłupa). Tego typu porady można znaleźć w każdym czasopiśmie dla kobiet z niższej półki. Odnoszę wrażenie, że program ten w ogóle nie podnosi głosu we współczesnej dyskusji o pięknie, lecz bazuje na utartych stereotypach i dawno wyznaczonych normach, nadając im nowy szlif pod chwytliwą nazwą. Znany wszystkim program „Jak być piękną” sytuuje się jedynie na odległym końcu okrutnego kontinuum represji kobiet. How to look good naked to po prostu wersja light, dostępna dla szerszego odbiorcy (i odbiorczyni).


We współczesnej dyskusji o pięknie bierze także udział koncern Unilever, tworząc markę Dove i promując ją w przewrotny sposób w kampanii „Dove Prawdziwe Piękno”. Ten producent Slim-Fastu wyzwał piękno na pojedynek.


W ramach kampanii przeprowadzono badanie rynku (bo trudno to nazwać badaniem psychologicznym i jestem przekonana, że nim nie było), nazwane Raportem Dove – Wyzwanie dla Piękna. Wyniki tego raportu dowodzą, że faktycznie, nadszedł nowy czas na definiowanie piękna i jego standardów, że zmiany w poglądach kobiet już się dokonały – tyle że świat mody i urody jakby za nimi nie nadąża. Nadążyć zamierzał właśnie Unilever z marką Dove, odpowiadając na nowe potrzeby kobiet. (Zazwyczaj jest tak, że firmy kosmetyczne kreują nowe potrzeby twierdząc, że na nie jedynie odpowiadają).


Pokrótce: zgodnie z amerykańskim raportem Dove 90% kobiet w USA uważa, że ich wygląd jest przeciętny lub lepszy, 75% uważa, że piękno nie pochodzi z zewnątrz, ale z duszy i uwielbienia życia. Dove Report komentowały dr Toni C. Antonucci (profesorka psychologii), Mary Lisa Gavenas (pisarka i ekspertka w przemyśle kosmetycznym), dr Pamela Trotman Reid (profesorka edukacji kobiecej i psychologii), dr Wendy Steiner (pisarka, krytyczka społeczna) oraz Naomi Wolf, autorka The Beauty Myth. Badania nie były prowadzone przez wyżej wymienione – nie można więc wnioskować, że były prowadzone z naukową rzetelnością. Badania te przeprowadziła Grupa Downing Street, specjalizująca się od ponad 10 lat w badaniach kobiet dla potrzeb rynku. W raporcie, jaki można uzyskać w języku angielskim ze strony internetowej marki Dove, nie można dotrzeć do kwestionariusza, na którym oparto badania. (Dopóki nie zobaczę oryginalnych pytań w kwestionariuszach i nie mogę ich poddać psychologicznej, kulturowej i językowej interpretacji, nie mam podstaw, aby wierzyć wynikom tych badań). Nie można otrzymać żadnych informacji o wielkości grupy badawczej i sposobach doboru tej grupy.


Mnie interesuje przede wszystkim to, co o raporcie Dove sądzi autorka The Beauty Myth, obowiązkowej lektury każdej feministki. Otóż Wolf twierdzi, że jak pisała o normach fizycznego piękna w 1991 roku, w Stanach było naprawdę niewiele kobiet zdolnych przeciwstawić się tym normom. Ideałem piękna była wysoka, młoda, chuda blondynka. Cała reszta była indagowana przez magazyny kobiece – że gdyby tylko bardziej się starały, więcej pieniędzy wydały na siebie, więcej ćwiczyły albo nawet zdecydowały się na chirurgię estetyczną, kiedyś być może mogłyby powiedzieć o sobie, że są Piękne. Raport Dove dowodzi jednak – jak optymistycznie wnioskuje Wolf – że kobiety w swojej postawie odnośnie piękna dokonały ogromnych zmian. Piękno definiują jako pochodzące z wewnątrz, a nie związane z wagą ani ilością zmarszczek. Jest to pierwsze badanie, podkreśla Wolf, które pyta kobiety, co dla nich jest piękne, co czyni je pięknymi w ich własnych oczach. Stąd różnice – jeśli zapytamy kobiety, czy są tak piękne jak Nicole Kidman – odpowiedzą, że nie, ale odpowiedzą również, że czują się piękne, kiedy są kochane lub wykonują znaczącą dla innych pracę. Naomi Wolf konstatuje, że kobiety opuściły Madison Avenue i teraz czują się piękne, gdy noszą dziecko na biodrze lub śmieją się z przyjaciółmi. Kiedyś artykuły magazynów dla kobiet pełne były zmartwień o „grube uda” i problemy liposukcji, a dziś trzy z czterech kobiet zgadzają się co do tego, że piękno można osiągnąć poprzez uwielbianie życia. Kobiety stworzyły „Rzeczywistość Piękna” w przeciwieństwie do „Mitu Piękna”. Do tej pory pytano, czego kobiety nie lubią; a teraz, kiedy zapytano je, co lubią, okazało się, że większość kobiet lubi swoje ciało (tylko 7% nie lubi swojego wyglądu). Wolf wyciąga z tego wniosek, że kobiety przestały obsesyjnie myśleć o swoich wadach, a skupiły się na rozwoju wewnętrznym i kreatywności. Według Wolf przyszłość wygląda następująco: nie będzie już bulimiczek wpatrzonych w magazyn „Seventeen”, marzących o tym, by wyglądać jak modelka – będą za to nastolatki, które w szafie trzymają sukienkę na studniówkę razem z korkami do gry z piłkę nożną, które lubią siebie takimi, jakie sa i które uważają, że ich matki są najpiękniejszymi kobietami, jakie znają, i które słuchają muzyki z płyty Girl Power.


Czytałam zupełnie inne badania dotyczące kobiet w Polsce, z których 0 % stwierdziło, że czują się piękne, a jedynie 7% przyznało, że – atrakcyjne. Unilever wystosował więc swoisty Manifest do Polek:


Manifest Prawdziwego Piękna Kanony kobiecego piękna zbyt długo kształtowane były przez wizerunek wychudzonych modelek.
Kobiety na całym świecie jasno dają do zrozumienia, że czas to zmienić. A my je w tym popieramy.
Odbieramy od nich sygnały nie tylko zakłopotania czy braku tolerancji, ale również te, które świadczą o potrzebie i pragnieniu znaczących zmian w tym kierunku.
Jesteśmy przekonane, że prawdziwe piękno nie zależy od kształtu, rozmiaru, koloru ani wieku. Uważamy również, że nadszedł czas, by pokazać światu, jakie jesteśmy wyjątkowe.
Nikt nie lubi być traktowany stereotypowo.
Wierzymy, że każda z nas jest niepowtarzalna.
Chcemy prawdziwie żyć, współtworzyć historię, zaznaczając w niej własny ślad. Chcemy umieć powiedzieć „lubię siebie taką, jaka jestem” i wiedzieć, że to naprawdę coś znaczy.
Chcemy odzyskać pewność siebie i szacunek do samych siebie. Uważamy, że każda z nas ma prawo być sobą.
Zawsze, każdego dnia, w każdej chwili, w każdej sytuacji, w każdym momencie naszego życia – akceptować siebie.
Uważamy, że każdy centymetr naszego ciała, od stóp do głów, zasługuje na mniej krytyki, a więcej miłości.
Dlatego chcemy nauczyć się akceptować swoje ciało oraz pomóc w tym naszym matkom i córkom.
Stojąc przed lustrem, chcemy potrafić śmiać się oraz traktować nasze zmarszczki i niedoskonałości z aprobatą i uśmiechem.
Chcemy czuć się pięknie, bez względu na wiek.
Chcemy nauczyć się akceptować swoją kobiecość, w każdym jej wymiarze!
Chcemy nauczyć się akceptować i lubić siebie.
Dołącz do nas!
Dołącz do debaty o prawdziwym pięknie!


Celowo przytaczam Manifest w całości, żeby podkreślić częstość występowania takich wyrazów jak „nigdy” i „zawsze” zarówno w Manifeście, jak i w przepisie na piękno Goka Wana.


Świetnie o kampanii Dove napisała Małgorzata Nasiłowska, nazywając kampanię „grą pozorów” (i wymieniając wszystkie 12 pozorów). Nasiłowska podkreśla, że kampania skierowana jest nie tylko do kobiet, ale także do mężczyzn, bo to dla nich wyprodukowano wszystkie towarzyszące kampanii „kobiety-ilustracje” (podejrzanie gładkie, nadzwyczaj proporcjonalne i w większości młode). Jak powiedziałam na początku, „prawdziwe piękno” jest chwytem reklamowym dla marki, a adresatem kampanii są ni mniej ni więcej tylko konsumentki kupujące Dove Summer Glow Balsam czy inny Dove, ujędrniający żel pod prysznic. Według Dove piękno nie zależy od kształtu, wieku, koloru ani rozmiaru. Ale... od jakości skóry. Na reklamach Dove wszystkie kobiety mają piękną, nieskazitelną skórę. Jakiś rodzaj piękna trzeba przecież promować – więc nie promuje się teraz określonej wagi ciała, tylko gładkość skóry.


Pod zasłoną feministycznego sprzeciwu sprzedaje się programy telewizyjne przerywane reklamami kosmetyków, które rzekomo odpowiadają na nowo zdefiniowane potrzeby piękna. W rzeczywistości jednak nic się nie zmieniło. Żeby bardziej zamydlić oczy, kreuje się twory w rodzaju filmu Dove Evolution (w którym styliści i graficy komputerowi przemieniają dziewczynę o przeciętnej urodzie w billboardową piękność), ale nie mówi się o tym, ile godzin w programie Photoshop spędził grafik komputerowy, przygotowując „kobiety-ilustracje” dla potrzeb kampanii Dove Prawdziwe Piękno. W ten sam sposób zapewne skrzętnie wycina się z programu How to look good naked te kadry, które nie mieszczą się w sześciu krokach Goka Wana.


Proponuję siódmy krok i kolejny manifest: bojkot programów telewizyjnych tworzonych dla kobiet i produkowanych dla nich ujędrniających preparatów kosmetycznych. Może się okazać, że twarz bez kremu i tyłek bez obcisłych majtek całkowicie wystarcza do szczęścia.

Artykuł pochodzi z czasopisma „Zadra” nr (34-35) 2008.

Magdalena Fręś - ur. 1974. Doktorka nauk humanistycznych, psycholożka humanistyczna. Na co dzień prowadzi nierówną walkę z przestępczością i pisze (felietony i inne teksty do publikacji, opowiadania, powieści). Mieszka w Katowicach.