Nasza strona internetowa używa plików cookie (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych. Każdy ma możliwość wyłączenia plików cookie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

LiteRacje - Dariusz Trześniowski, EWA POBRATYŃSKA NIE ISTNIEJE

Z Katalog.Czasopism.pl

Kategoria: Przedruki
Publikacja za zgodą autora i redakcji.



EWA POBRATYŃSKA NIE ISTNIEJE

Dzieje grzechu to jedyny tekst Żeromskiego, który w centrum zainteresowania stawia kobietę. Tytuł Siłaczki jest mylący, głównym bohaterem pozostaje tu mężczyzna, dokonujący rozliczenia z młodzieńczymi ideałami. Ośrodkiem fabuły Wiernej rzeki jest ranny żołnierz, który potrzebuje pielęgniarki, kochanki, strażniczki; nie potrzebuje tylko żony i cała, niezbyt zresztą misterna, intryga matki stającej na przeszkodzie małżeństwu, jest mu właściwie na rękę… Kobiety sytuowane są u Żeromskiego na drugim planie, zawsze wszelako, począwszy od Dzienników, są nieziemsko i kusząco piękne, obdarzone cielesnym czarem, który sprawia, iż mężczyzna-ideowiec czy żołnierz zapomina o swych powinnościach, o lojalności, nie mówiąc już o normach etycznych. Kobiety są tu rozdarte między własną naturą, której dominantami pozostają, jak sądził pisarz, emocjonalność i płciowość, a patriarchalnym wychowaniem, systemem norm i obowiązków. Czy zatem kobiety Żeromskiego istnieją na pewno? Czy nie są jedynie projekcją męskich wyobrażeń estetycznych i erotycznych oczekiwań? Jeśli rację by przyznać Lacanowi, że kobieta (w kulturze zaprojektowanej przez mężczyzn i na ich użytek) nie istnieje, dowodów należałoby szukać właśnie w pisarstwie Żeromskiego.

Ewa Pobratyńska jest jednak przypadkiem, by tak się wyrazić, ekstremalnym. Jej nieistnienie jest zwielokrotnione, czy też jej byt i osoba są projekcjami wielu mężczyzn. Ewa jest do tego stopnia różna, że nie sposób wyznaczyć jakiejś dominanty jej charakteru. Może poza fizyczną urodą, ale ona również jest w poważnym stopniu męskim wyobrażeniem… Jak wszystkie bohaterki Żeromskiego jest Ewa doskonale piękna, wyposażona w ciało, którego powab właściwie nie przemija, mimo bolesnych doświadczeń, jakie przynosi jej życie. I na dobrą sprawę estetyka ciała jest jedynym pewnym elementem wiedzy o tej postaci. W jej konstrukcji uderza brak konsekwencji czy jakiejś logiki w postępowaniu, Ewa wydaje się zbudowana z paradoksów i sprzeczności, czy też jest kilka Ew w powieści.

Ewa Pobratyńska jako postać składa się właściwie z samych pytań. Jak możliwe jest, by marzenia bohaterki (która nie jest już przecież podlotkiem) o świętości z początkowych stron powieści obróciły się tak szybko w swój negatyw, w obraz absolutnego upadku moralnego? Czy kobieta, która swoje życie poświęca miłości do jedynego mężczyzny potrafi się zdobyć na morderstwo jego dziecka, przecież owocu tej miłości? Dlaczego Ewa pielęgnuje Jaśniacha, chorego poetę-rewolucjonistę, snując plany o małżeństwie, by go opuścić nagle i bez słowa? Jak to możliwe, że ulega brutalnemu i prymitywnemu Pochroniowi, staje się posłuszną towarzyszką jego życia i wykonawczynią jego rozkazów, biorąc udział w jego ciemnych interesach? Kim jest dla Szczerbica, którego zdaje się nienawidzić i kochać jednocześnie? Ponadto wypada zauważyć, że Ewa właściwie dobrze się czuje wszędzie, jest praktykującą katoliczką, doświadczającą mistycznej łaski spowiedzi, jest sumienną urzędniczką, chętnie pracującą w nadgodzinach, pracowitą krawcową oraz sprytną złodziejką i morderczynią. Znakomicie prezentuje się w salonach Nicei i Wiednia i wytwornych kasynach gry w Monte Carlo, elegancki Paryż zdaje się jej domem, można ją wziąć za studentkę z Genewy. Swobodnie czuje się też w żydowskiej ruderze w małym miasteczku, w brudnej norze Płazy-Spławskiego, potrafi mówić żargonem ulicznicy jako mniej lub bardziej luksusowa prostytutka Krakowa, Kielc i Warszawy. Jest także przekonującą pokutnicą w falansterze Bodzanty. Jej doświadczeniami, manierami, świadomością językową można by obdzielić kilka co najmniej kobiet.

Wydaje się, że deklarowane wielokrotnie uczucie do Łukasza jest niewystarczającą motywacją działań i rzekomej ewolucji. Miłość jako fenomen istotnie wydaje się najważniejszym składnikiem jej psychiki, z tym że pojemne serce Ewy potrafi kochać Chrystusa, umierającego Jaśniacha, przeestetyzowanego i nadwrażliwego Szczerbica, namiętność skłania ją ku bandycie Pochroniowi, fascynuje ją zagadkowy Bodzanta. Każdego z nich potrafi obdarować swym oddanym ciałem. Posiada dużą umiejętność podziwiania mężczyzn: Horsta za dowcip i inteligencję, Płazę-Spławskiego za zdecydowany, męski sposób poruszania się (choć ten akurat najpewniej jest gejem), Liwickiego za technikę wiosłowania łódką na Jeziorze Lemańskim i namiętne spojrzenie. Wiek podziwianego mężczyzny zdaje się nie mieć znaczenia: staruszek Nycz (zbieżność nazwisk jest zupełnie przypadkowa) ma dużo młodzieńczego wdzięku i jest mistrzem wyrafinowanych pieszczot, zdecydowanie niemłody już angielski gentleman Dwerf (czyli Tolkienowski „krasnolud”) ma pociągającą urodę straceńca, zgranego hazardzisty. Jako prostytutka Ewa zdaje się zachłanną kolekcjonerką, której klientami są: „ludzie żonaci (…), narzeczeni, szanowni obywatele, lekarze, znani daleko mecenasi kieleccy, a wreszcie sami (co, przez litość niech zostanie między nami!) księża kanonicy tudzież proboszczowie…” (529)1. Bywa Pobratyńska biologiczną Naną, wytworną Damą Kameliową, sekretną kochanką wziętą z opowiadań Maupassanta, finałowy gest poświęcenia zbliża ją do Soni Pietrownej.

Za każdym razem Ewa pozostaje niesamodzielnym bytem, dopasowującym się do ról, oferowanych przez opresyjny męski świat. W trakcie swego życia właściwie robi to, czego oczekują od niej silni mężczyźni. Potrafi uosabiać skrywane głęboko fantazmaty, pozostając psychologicznym lustrem męskiego libido. Wbrew temu, co się czasem sugeruje, nie zyskuje przy tym świadomości samej siebie, czy też czytelnik niczego o tej świadomości dowiedzieć się nie może. Sama Ewa zdobywa się jedynie na jakiś skromny surogat autoświadomości, będący w swej istocie skrajnie relatywną deklaracją hedonizmu rozpaczy:

„Żyć można, jak komu wygodniej. Można być nieuczciwym, można być niskim, można być wszystkim, czym kto chce, byleby znaleźć chwile i godziny zapomnienia. Nie myśleć i nie cierpieć!” (500).

Już w pragnieniu świętości, deklarowanym na początku powieści, Ewa nie jest samodzielna. Jej wyobrażona czystość, odporność na pokusy świata to produkt oczekiwań spowiednika-mężczyzny, który z jednej strony utwierdza Ewę w świadomości niezwykłej urody, z drugiej namawia do ujarzmienia emocji, wyzbycia się pragnień, spojrzenia wyłącznie w głąb własnej duszy. Spowiednik zdaje się budzić jej ciało i jednocześnie strach przed ciałem, określa kobiecość Ewy, której w pamięci pozostają tyleż słowa przestrogi czy nakazu, co bliski, prawie somatyczny kontakt: „Jeszcze czuła na twarzy wzrok kapłana i oddech jego ust” (13). Ksiądz to pierwszy mężczyzna, przedstawiciel męskiego wyobrażenia Boga, przygotowujący Ewę na nieznane jej doświadczenia, otwierający perspektywę na świat.

Wobec Łukasza Niepołomskiego-uwodziciela jest Ewa bezradną i zakochaną do nieprzytomności ofiarą. Łukasz to klasyczny Don Juan, skuteczny, choć niezbyt przecież wyrafinowany w technice uwodzenia. Powiela pewien stały szablon zdobywania kobiet, co zresztą mieści się w roli Don Juana. Don Juan zawsze uwodzi tak samo i zawsze jest tak samo skuteczny… Niepołomski jest mitycznym bohaterem na miarę swoich czasów, mówi językiem dekadenckiego libertyna, wyznaje etykę hedonizmu, jest radykalnym antyklerykałem, w swych argumentach powołującym się na Spinozę, Renana i antropologów kultury, podważając wiarę we wszystko, co jest transcendentne wobec ciała i doczesności. Niepołomski-Don Juan bliski jest takim literackim bohaterom swej epoki, jak Rudolf Boulanger, mistrz słownej tandety (Pani Bovary), jak Kazimierz Norski, szuler i oszust zagubiony na materialistycznych manowcach (Emancypantki), jak Starski, birbant i rozkosznie cyniczny lew salonowy (Lalka), jak zblazowany Płoszowski, puer senex i l’improductif slave (Bez dogmatu). Usidlana kobieta wchodzi początkowo w rolę duchowej orędowniczki, opiekunki i przewodniczki zagubionej męskiej duszy, by rychło odkryć tłumione dotąd własne erotyczne emocje i całą przestrzeń zakazywanych rozkoszy. Tym różni się Niepołomski od swych poprzedników, że jego marzeniem jest pojmowana na modernistyczny sposób pełnia, somatyczno-emocjonalna jedność kochanków. Zatem Ewa, porównywana do kochanej od dziecka rodzinnej rzeki, „oblubienica aniołów, siostra obłoków” (108) staje się, zwłaszcza w słownych deklaracjach Łukasza, ucieleśnionym cudem istnienia i, co najistotniejsze, androgynicznym jego dopełnieniem. Jest innym wariantem Heleny z Popiołów (dla Rafała Olbromskiego) i Salomei z Wiernej rzeki (dla Józefa Odrowąża). Ewa w pojęciu Łukasza to szczęście, boska radość, połączenie hedonizmu doznań zmysłowych, rozkoszy grzechu i doczesnego zbawienia poprzez miłość. Po wyjeździe Łukasza popada Ewa w stan apatii, żyje przez pewien czas w świecie złudzeń, jej życie wypełnia oczekiwanie na listy. Potem Ewa „roztyła się i zbrzydła” (211), popadając w stan odrętwienia, z którego wyrywa ją dopiero inny mężczyzna – Szczerbic, który, co ciekawe, tej estetycznej degradacji nie dostrzegł.

Wobec Zygmunta Szczerbica Ewa gra rolę la belle dame sans merci, modliszki, która kocha go i nienawidzi jednocześnie. Pozwala się adorować, obdarowywać pieniędzmi, które zresztą szybko wydaje i rozdaje, mimo że przy cierpiącym Łukaszu potrafiła być bardzo oszczędna. Teraz ma do pieniędzy stosunek Zolowskiej Nany – wspomaga hazardzistę Dwarfa, pożycza Jaśniachowi, bez żalu oddaje wszystko, co posiada Pochroniowi, pozwala później jego szajce zawładnąć całym majątkiem Szczerbica. Ewa robi to, czego Szczerbic od niej oczekuje, czy raczej czego oczekuje jego podświadomość. On prosi, najczęściej skutecznie, o chwile spotkań, żebrze, bezskutecznie, o miłość. Przysięga „na Boga, na krzyż, na honor, na nazwisko” (437), że wszystkie jego „namiętne myśli, wszystkie sny, wszystkie zmysłowe obrazy” (437) będą należały do nieosiągalnej kobiety. Jest wyrafinowanym estetą, widzącym w ukochanej osobie postać z obrazów van Dycka i Leonarda da Vinci, oczekuje też od niej wrażliwości na muzykę, więc Ewa w deliryczny niemal sposób oddaje się kontemplacji Czajkowskiego (swoją drogą, czy w ogóle można delirycznie kontemplować muzykę Czajkowskiego?). Snuje Szczerbic nierealne marzenia wspólnego życia w idealizowanej, utopijnej Ameryce, nie potrafi sobie tylko, jak Werter, wyobrazić małżeństwa i zwyczajnego, codziennego szczęścia w rodzinnym majątku. Mityzuje rolę własnego strasznego ojca, który stanąłby na przeszkodzie związku, będącego jakoby mezaliansem nie do przyjęcia. Ewa jest femme fatale, bo tego od niej oczekuje Szczerbic, emocjonalny masochista, kochający ból, upokorzenia, zimne okrucieństwo niedostępnej bogini. Prawdziwe szczęście daje mu dopiero, jak Wagnerowskiemu Tristanowi, miłosna śmierć, która jest jednocześnie rozkoszą doskonałą i realizacją podświadomego marzenia. Ewa wspomina: „Tyle razy mówił o śmierci, chciał śmierci” (519), śmierć zatem otrzymuje estetyczną postać: „Zmarły był piękny. (…) Wzniosła namiętność, górne szczęście stężało w jego rysach i nieruchoma maska twarzy stała się jak gdyby krzyk zaklęty w męskie rysy” (517).

Wobec Jaśniacha Ewa gra rolę szarytki, siostry miłosierdzia, pielęgnującej chorego poetę-geniusza i rewolucjonistę. Ratuje mu życie, w krytycznym momencie zabiera pistolet, przeszkadzając w samobójstwie. Gdy jest jego pielęgniarką na korsykańskiej wsi, dba o jego spokój, walcząc z piejącym kogutem czy szczekającym psem. Zdaje się tu czystą ofiarnością i poświęceniem. Nie chce być kochanką Jaśniacha, choć zakłada, że mogłaby zostać jego żoną. Rola przy Jaśniachu przestaje jej jednak szybko wystarczać. Nie chodzi tu tylko o to, że Ewa nie jest już wystarczająco podziwianą piękną kobietą. Rola o tyle ją przerasta, gdyż zmusza ją do bycia podmiotem całej sytuacji. Od Ewy zbyt wiele zależy, Jaśniach przy niej bardziej jest bezradnym dzieckiem, niż chorym nadczłowiekiem, którego polecenia należy wypełniać. Ewa potrafi grać role jedynie w spektaklach przygotowanych przez Innego…

Pochroń jest odwrotnością Jaśniacha. Cyniczny, egoistyczny, brutalny, przy nim ponownie budzi się uśpiona, kobieca próżność Ewy. W przedziale kolejowym, wobec tajemniczego nieznajomego, zaczyna bezwiednie zastanawiać się, jakie ma pończochy i czy podszewka sukni jest z jedwabiu. Pochroń-kochanek daje jej fizyczną rozkosz, jakiej wcześniej nie zaznała. Brutalny gwałt, poniżenie ciała, nawet bicie okazuje się tym, czego Ewa oczekiwała od mężczyzny. Pochroń to prymitywny zdobywca, któremu kobieta oddaje pieniądze, zdradza swe miłosne sekrety, godzi się na zdegradowaną rolę. Poniżająca Szczerbica teraz sama jest poniżana. Zaczyna obracać się w towarzystwie podejrzanych indywiduów, polubiła zaczepki źle wychowanych mężczyzn, ordynarne zabawy, płaski dowcip, mało wyszukane pieszczoty, nawet erotyczne orgie. Lekcja Pochronia przyniosła w konsekwencji zupełną moralną degenerację Ewy – jest początkowo luksusową prostytutką i w końcu zwyczajną ulicznicą; jako „dziewka schorowana, zżarta od syfilisu, szelma uliczna, sprzedajne bydlę” (634).

Ewa na przestrzeni swego bardzo bogatego życia potrafi być także pokutnicą w eksperymentalnej wspólnocie innego silnego mężczyzny – Bodzanty. Wyrwana z kieleckiej rozpusty przeżywa (pozorne zresztą) moralne odrodzenie, powracając do ról z wcześniejszego życia, pracując jako buchalterka i pielęgniarka. Doświadcza prawie mistycznej jedności z naturą, postrzeganą jako rajski ogród. Świat ten okazuje się przecież jednak rajem niemożliwym, zrodzonym jako ekspiacja chorej wyobraźni Bodzanty, zafascynowanego mrocznymi zakamarkami ludzkiej psychiki. Niewiele wiadomo o jego przeszłości, był austriackim żołnierzem, hulaką, awanturnikiem, jego nagła śmierć za granicą także pozostaje zagadkowa. W rozmowie z Ewą mówi: „Jest w człowieku, w więzieniu serca zamknięty anioł i zamknięty szatan. Cóż jest złe? Mało wiemy, co jest złe. Nieco więcej wiemy, co jest dobro” (539). Dwa pływające po stawie w parku łabędzie – biały i czarny – są symbolami, jak w Jeziorze łabędzim Piotra Czajkowskiego (znowu Czajkowski…), dwu sprzecznych stron jego natury. Ewa przy Bodzancie stroi się zatem w obydwie barwy, by znudzona rolą wyjechać na wezwanie silniejszej osobowości – Niepołomskiego czy Pochronia.

Są też w powieści inni mężczyźni, przy których Ewa okazjonalnie gra projektowane role. Horst to kawiarniany filozof, wiecznie zadłużony, przepijający w mało wyszukanych lokalach swój czas i uzdolnienia wykształconego inżyniera. Kocha wierną miłością, choć może nie tylko Ewę, która pozostaje w jego wyobrażeniach symbolem miasta, czaru baudelaire‘owskiej nocy, delirycznego zapomnienia. Ewa to produkt jego sennych majaków, istnienia nierzeczywistego, uwolnionego od obowiązków i praktycznych konieczności. Ewa przy Horście potrafi się śmiać, sama przejmuje jego dowcip, poczucie humoru, jest ironistką cytującą filozofów. Przez krótki czas reżyserem życia Ewy pozostaje w Szwajcarii student Liwicki, zakochany w niej od pierwszego wejrzenia, czy też od pierwszego wejrzenia rozpalony erotyczną żądzą. Jest posłuszny rozkazom Ewy, zdobywa dla niej sekretne informacje o Niepołomskim, pozwala się wyrzucić z łódki na środku dość zimnego, jak można przypuszczać, górskiego jeziora. Liwicki jest innym, bardziej wyrafinowanym przypadkiem Pochronia, ma jasno określony cel, do którego dąży:

„Był szczególnie silny, naiwnie dziki, rozkazujący, gotowy do skoku (…). Widząc jego nienasycone spojrzenie i jego ręce-szpony, wsunięte w kieszenie, uczuła od jednego zamachu doli, że musi – albo oddać się natychmiast temu człowiekowi, albo natychmiast umrzeć. Trzeciego wyjścia nie było” (196).

Jest również w biografii bohaterki Dziejów grzechu, podobnie jak było u Zolowskiej Nany, wątek queer. Odrodzenie na majdanie u Bodzanty skłania Ewę do lesbijskich marzeń o Róży Niepołomskiej, pierwszej żonie Łukasza, z którą kiedyś raz się spotkała i z którą rozmawiała o rozwodzie, miłości i przebaczeniu. Chwilowy brak mężczyzny, nieobecność Bodzanty, prowadzi do poszukiwań innego uczucia, które zresztą słabo sobie uświadamia. Jej marzenia obejmują wspólne z Różą spacery po Korsyce, bliżej niesprecyzowane pokrewieństwo dusz. Ten związek pozostaje jednak w powieści tylko niezrealizowaną, choć nęcącą projekcją. Czy w relacji z inną kobietą mogłaby Ewa odnaleźć siebie? Czy nie szukałaby wtedy męskiego reżysera jej własnych gestów i działań? Nie sposób na te pytania odpowiedzieć.

Pozostają więc mężczyźni. Ale nie jacykolwiek! Nie ma właściwie w otoczeniu Ewy postaci banalnych, zwyczajnych, są to prawdziwi indywidualiści, na miarę co najmniej Tomasza Judyma. Każda z męskich postaci pozostaje, na różny sposób, silną osobowością, sugestywną, narzucającą swe oczekiwania. Przy każdej z nich Ewa jest inna. Właściwie można ją uznać za syntetyczny obraz Kobiety, jest kobiecą plazmą, uosobieniem syndromu biblijnej Ewy, postrzeganej i kreowanej przez mężczyzn. Nie potrafi być tylko matką, ani dziecka Łukasza, ani jakiegokolwiek innego dziecka. Zaskakujące pozostaje, że Ewa zachodzi w ciążę tylko raz, mimo zintensyfikowanego później nad miarę życia erotycznego. Ewa boi się macierzyństwa nie tylko z powodu spodziewanego ostracyzmu moralnego i towarzyskiego. Dziecko należałoby wychowywać, formować. Ewa sama jest formowana, ona nie istnieje, jest zwielokrotnioną reprezentacją męskiego świata. Dla dziecka nie ma miejsca zarówno w projekcie Łukaszowej androgynii, jak i w jakiejkolwiek erotycznej roli wymyślonej przez powieściowych mężczyzn, będących przecież niewolnikami własnych zmysłowych obsesji.

W rezultacie nie wiemy, kim jest Ewa Pobratyńska. Znamy jedynie jej maski w przebudowanym patriarchacie, u progu nowoczesności zdominowanym przez przebudzone erotyczne fobie, z którymi nowoczesność nie potrafi sobie jeszcze radzić. To rzeczywistość atrofii tradycyjnych wartości, wiary i chrześcijańskiej etyki; symbolicznym obrazem aksjologicznym pozostaje kościół na majdanie u Bodzanty: „niedokończony, poczerniały pusty” (631). Modernistyczny przełom daje także w efekcie kryzys tradycyjnych ról mężczyzny, wojownika i kupca – wojownikiem jest tu nożownik Pochroń czy awanturnik Płaza-Spławski, kupcem łowca posagowy Niepołomski. Nie istnieje rodzina w tradycyjnym sensie tego słowa. Trudno znaleźć kogoś, kto nie byłby uzależniony od hazardu. Przegrywa utopijny, socjalistyczny projekt życia nowego Bodzanty. Ewa w rozmowie ze Szczerbicem zdaje się wypowiadać najistotniejszą myśl powieści:

„Nie ma na ziemi nic »pięknego«, nic »szlachetnego«. Wstrętną i cuchnącą od brudu jest ludzkość. Nie ma żadnych wzniosłych »dążeń«, nie ma nawet pustki, bo jest na miejscu pustki złe bezgraniczne i chaos” (500).

Zwraca przy tym uwagę flaubertowska względność ocen, należałoby potępić w tej powieści właściwie wszystkich, choć przecież szereg postaci (łącznie z Ewą) może budzić, przynajmniej do pewnego stopnia, sympatię czytelnika. Jest to przede wszystkim świat erotycznych demonów, wyzwolonych podświadomych pragnień o niszczącej sile. W efekcie powieść pozostaje nie tyle nawet analizą kobiecego wnętrza, co nieuporządkowaną spowiedzią Mężczyzny, bezradnego wobec bezwzględnych, nawet bandyckich reguł rządzących światem i jeszcze częściej bezradnego wobec własnego wnętrza. W Dziejach grzechu przegrywają wszyscy, ofiarą męskich fantasmagorii jest Ewa, ale ofiarami swego libido pozostają także sami mężczyźni.

Dzieje grzechu to najnowocześniejsza z powieści Żeromskiego. I chyba jako jedyna pozostaje wciąż aktualna.


Przypisy:

1) Wszystkie cytaty pochodzą z wydania: S. Żeromski: Dzieje grzechu. Posł. A. Hutnikiewicz. Wrocław 2000. Cyfra w nawiasie oznacza numer strony, z której cytat pochodzi.

Artykuł pochodzi z czasopisma LiteRacje 002 (21) 2011

Dariusz Trześniowski
— dr hab., profesor nadzwyczajny. Kierownik Zakładu Literatury Pozytywizmu i Młodej Polski Instytutu Filologii Polskiej UMCS w Lublinie, dyrektor Instytutu Filologiczno-Pedagogicznego Politechniki Radomskiej. Najważniejsze publikacje: W stronę człowieka. Biblia w literaturze polskiej (1863-1918), Lublin 2005; red. z J. Szcześniak: Modernistyczny wizerunek człowieka. Studia historycznoliterackie, Lublin 2001; Peregrynacje do źródeł, cz. 1-2, Lublin 2006, 2010; red. z K. Stępniakiem: Studia postkolonialne nad kulturą i cywilizacją polską, Lublin 2010.