Magazyn Literacki KSIĄŻKI 10 (169) 2010: Różnice pomiędzy wersjami
Z Katalog.Czasopism.pl
(Utworzył nową stronę „Przejdź do Magazyn Literacki KSIĄŻKI lub Spisy treści 2010 ---- '''Drzwi otwierają się same'''<br /> '''Waldemar Ły...”) |
|||
Linia 1: | Linia 1: | ||
Przejdź do [[ Magazyn Literacki KSIĄŻKI ]] lub [[:Kategoria:Spisy treści 2010|Spisy treści 2010]] | Przejdź do [[ Magazyn Literacki KSIĄŻKI ]] lub [[:Kategoria:Spisy treści 2010|Spisy treści 2010]] | ||
---- | ---- | ||
− | + | [[Image:MLK 10(169) 2010.jpg|thumb|160px|okładka numeru 10 (169) 2010]]<br /> | |
+ | <br /> | ||
'''Drzwi otwierają się same'''<br /> | '''Drzwi otwierają się same'''<br /> | ||
'''Waldemar Łysiak'''<br /> | '''Waldemar Łysiak'''<br /> |
Aktualna wersja na dzień 16:41, 2 lis 2015
Przejdź do Magazyn Literacki KSIĄŻKI lub Spisy treści 2010
Drzwi otwierają się same
Waldemar Łysiak
Brakuje mi w bieżącej prasie pańskich komentarzy, zawsze wyróżniających się przede wszystkim temperamentem politycznym.
Proszę pamiętać, że regularnie co dwatrzy lata ukazują się moje książki właśnie publicystyczne. Niech pan mi powie, gdzie bardziej po tyłku dostał pseudoprofesor Bartoszewski, Tomasz Lis, Rydzyk, Wajda, Wałęsa niż w mojej „Mitologii świata bez klamek”? Więc ja zabieram głos w sprawach publicznych i to ostro, z tym że nie na łamach mediów.
Szanuję, oczywiście, pański wybór, ale widzę jedno niebezpieczeństwo. Otóż, pan mając swój duży – sądząc po znakomitych wynikach sprzedaży pana książek – elektorat, trochę przekonuje przekonanych. I pisze w istocie dla swoich fanów.
Zgadza się, aczkolwiek dochodzą mnie głosy, że czasem ktoś z drugiej strony barykady politycznej sięgnął po moją książkę, na przykład pożyczając ją od kogoś i oszalał, bo nie sądził, że w naszym kraju ktoś tak pisze. Jak każdy autor, cenię sobie listy od czytelników, a dostaję ich bardzo dużo, niekiedy adresowanych po prostu „Waldemar Łysiak. Saska Kępa”. Nie mam ich gdzie trzymać, robię więc wśród nich regularne czystki, pozostawiając dwa rodzaje: listy miłosne i „listy matki”. Te drugie są najważniejsze. Nie jest ich wiele, kilkadziesiąt. Najczęściej są od matek, czasem od sióstr, ciotek, a bywa że i od samych delikwentów. To są podziękowania – mówiąc z grubej rury – za uratowanie życia dziecku, to znaczy, chłopak sprawiający duże trudności stał się przyzwoitym człowiekiem odkąd zaczął czytać moje książki, znalazł swoją drogę życiową.
A krąg czytelników mam szeroki. Może nie powinienem się do tego przyznawać, ale czy pan wie jak jestem czytany w więzieniach! Kiedyś z zakładu karnego dostałem przesyłkę. Mianowicie, w „Wyspach bezludnych” zamieściłem swoje zdjęcie z Janem Pawłem II w trakcie przechadzki po ogrodach Castel Gandolfo i teraz ono wróciło do mnie jako makatka zrobiona na wyciętym kawałku więziennego prześcieradła, na którym moi korespondenci wyhaftowali, wymalowali tę scenę.
Duch "Solidarności"
Portret generacji daje do myślenia
Najgłośniejszą książką literacką ukazującą „Solidarność” w działaniu okazał się, co widać po latach — „Raport o stanie wojennym” Marka Nowakowskiego. Powstawał on, niemal na gorąco, po 13 grudnia 1981 roku. Był charakterystycznym dla tego prozaika, oszczędnym, lapidarnym zapisem tego, co się stało po wyprowadzeniu czołgów na ulice i praktycznej delegalizacji „Solidarności”, ale też w zamyśle autorskim miał dodawać ducha zgnębionemu społeczeństwu. To dlatego u Nowakowskiego wszystko jest czarno-białe, a w jadącym tramwaju kolporter z torbą podziemnych wydawnictw zadowolony stwierdza, że pasażerowie są „jednolici”, nie ma wśród nich „żadnej parszywej owcy”. „Parszywą owcą” może być tylko jakiś komunistyczny dinozaur, a przede wszystkim pracownik Służby Bezpieczeństwa, pogardliwie esbekiem zwany.
Zarysował więc Nowakowski podział społeczeństwa na patriotyczną większość (i to zdecydowaną) oraz znajdujących się w mniejszości, za to uzbrojonych pachołków reżimu. Rzeczywistość była jednak bardziej skomplikowana. Co w pewnych wypadkach udało się literaturze polskiej zauważyć.
Z Peru do British Library
Bogactwo formy i tematów
Nareszcie, to pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy po ogłoszeniu, że tegorocznym laureatem literackiej nagrody Nobla jest Peruwiańczyk Mario Vargas Llosa. Autor „Rozmowy w »Katedrze «” zasłużył na nią jak mało kto, a jednak wydawało się, że podobnie jak wielu innych wybitnych nagrody nie dostanie.
Za literackie osiągnięcia Nobla mógł dostać już na początku lat 70. XX wieku. Po znakomicie przyjętej przez krytyków i czytelników „Rozmowie w »Katedrze«” (a miał już przecież wówczas na koncie równie wielkie dzieło „Miasto i psy”) nikt by się nie dziwił takiej decyzji Akademii Szwedzkiej. A jednak, mijały kolejne lata, Llosa tworzył następne wybitne powieści, a Nobel wydawał się od niego oddalać, zamiast przybliżać. Powodem, zaangażowanie polityczne pisarza, w szczególności zaś zupełnie niepotrzebny – zakończony wyborczą klęską – start w wyborach prezydenckich w Peru w 1990 roku. Dodajmy, że klęskę przyjął bardzo źle, odsuwając się na wiele lat na emigrację, z oddali bezwzględnie krytykując rządy Alberto Fujimoriego, z którym przegrał.
– Represje, które reżim Fujimoriego stosuje wobec mojej twórczości polegają na tym, że w środkach masowego przekazu prowadzone są bardzo agresywne, wymierzone we mnie, kampanie. Mam też trudności z publikowaniem niektórych artykułów. Książki nie są jednak cenzurowane. Jeszcze – mówił w wywiadzie, jakiego udzielił „Rzeczpospolitej” w 1998 roku.
Narodziny ponglish
Co czytają inni
O Benie Macintyre pisałem ponad trzy lata temu, gdy ukazała się jego książka „Agent Zigzag” (polski przekład, nakładem Naszej Księgarni, od niedawna na rynku). Ten brytyjski dziennikarz, jeden z redaktorów „Timesa”, jest autorem kolejnej wojennej opowieści, „Operation Mincemeat”, doskonale przyjętej historii niezwykłego spisku, na jaki poważyli się Anglicy, by podsunąć Niemcom fałszywe informacje dotyczące planowanych ataków aliantów. Ale, choć obie książki są rzeczywiście świetną lekturą, chciałbym zwrócić uwagę na inny tom Macintyre- ’a, efekt jego wysiłków – albo i owoc jego pasji – redaktorskich. „The last word” (Bloomsbury) jest wyborem kilkudziesięciu tekstów poświęconych językowi, jakie Macintyre zamieszcza w miarę regularnie w dziale literatury „Timesa”.
Dobre nazwisko
Książką w płot
Od lat powtarzam z uporem, że osoby o nazwiskach zaczynających się na „Wol…”, przejawiają szczególną sprawność w zakresie twórczości literackiej. Zresztą, dzieje światowej literatury nie skąpią w tej materii przykładów – rzućmy więc garść, wybranych na chybił-trafił.
Volcacius Sedigitus (przełom II i I wieku przed Chrystusem) – mistrz jambicznego senaru, którym złożył poemat „De poetis”. Wolfram von Eschenbach (1170-1220) – złotousty minnesinger, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli epiki średniowiecznej. Wolan Andrzej (1530-1610) – niezwykle sprawny polemista protestancki, zwany „papieżem kalwinów litewskich”, godny przeciwnik Piotra Skargi. Wolf Samuel (1549- -1591) – poeta polsko-łaciński odznaczony za swe literackie osiągnięcia wieńcem laurowym przez króla Stefana Batorego. Wolski Tomasz Stanisław (1700-1736) – dowódca floty papieskiej, co swe przygody z wojen tureckich pięknie spisał i w formie memuarów potomnym zostawił. Wolff-Bekker Betje (1738-1804) – holenderska autorka modnych w jej czasach psychologiczno-obyczajowych powieści epistolarnych. Wollstonecraft- Shelley Mary (1797-1851) – żona Shelley’a, matka „Frankensteina”. Wolfe Thomas (1900-1938) – twórca swoistego amerykańskiego roman a clef. Wolfe Gene (1931) – znany fantasta, autor cykli o nowym długim i krótkim Słońcu.