Nasza strona internetowa używa plików cookie (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych. Każdy ma możliwość wyłączenia plików cookie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Magazyn Literacki KSIĄŻKI 7 (166) 2010

Z Katalog.Czasopism.pl

Wersja Martapatoleta (dyskusja | edycje) z dnia 20:51, 20 lis 2015

(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)

Przejdź do Magazyn Literacki KSIĄŻKI lub Spisy treści 2010


okładka numeru 7 (166) 2010


Źle, dobrze czy byle jak?
Peerel pod literacką lupą- Temat numeru
Od upadku PRL, o którego status będą się zapewne spierać jeszcze nasze wnuki, minęły ponad dwie dekady. Co takiego było w tym tworze powstałym z mocy Kremla, że wciąż jest tak mocno obecny w naszym życiu? Dowody na to znajdujemy także w naszej literaturze, pytanie jednak, czy akurat takie, o jakie chodziłoby nam najbardziej.

Ot, choćby „Fotografie” Janusza Andermana. Dyżurny literat „Gazety Wyborczej” wywołał je najpierw na łamach macierzystego periodyku. Dlatego zdumiała nas przewaga negatywów nad pozytywami. Po poddaniu retuszom wypełniły dwa woluminy. Przedstawiają zatrzymane w kadrze autorskiej pamięci migawki z czasów kolejnych pierwszych sekretarzy partii. Reglamentacja, talony, kaowcy, gitowcy, bumelanci, paskarze — niemało w tej prozie terminów dla współczesnego czytelnika egzotycznych. Może zatem warto w trzecim, „zdjęciowym” tomie Andermana zamieścić podpisy? Pardon, przypisy.

Zobowiązanie windziarza
Antoni Kroh- Rozmowa numeru
W jednym z rozdziałów najnowszej pańskiej książki „Starorzeczy”, składa pan hołd ziemiaństwu, niestety, chyba już nieistniejącemu…

Prawie cała książka jest poświęcona ostatniej generacji ziemian i próbom odnalezienia się jej w powojennej rzeczywistości. Nie idealizuję tej warstwy, lecz jestem przekonany, że należy docenić wielką rolę, jaką odegrała. Zwłaszcza w czasach zaborów oraz w pierwszej połowie ubiegłego stulecia. Bez tego niepodobna zrozumieć dnia dzisiejszego.

Historia w łusce
Książką w płot
Historia Polski bitwami stoi. Bo też trzeba przyznać naszym przodkom szczególny dar wygrywania wielkich batalii (a i przegrywać umieli w stylu nie mniej godnym pieśni), choć na ogół nie przekładał się on na umiejętność praktycznego wykorzystywania odnoszonych zwycięstw. Ot, co żołnierz szablą wyrąbał, to panowie posłowie czy ekscelencje dyplomaci bądź dożywotni prezydenci, dla niepoznaki królami zwani, z kretesem marnowali. Co do samych bitew jednak – mucha nie siada!

Przypadająca 15 lipca okrągła rocznica starcia pod Grunwaldem skłania do szerszej refl eksji, albowiem rok bieżący przynosi nie jeden lecz trzy tego typu okrągłe jubileusze, osobliwy zaś układ upamiętnianych wydarzeń, w równych dwustuletnich odstępach, niezwykle trafnie streszcza nasze narodowe dzieje. Słowem: historia w pigułce, czy raczej – w karabinowej łusce.

Wielki Brat na szkoleniu
Co czytają inni
Sto sześćdziesiąt lat temu dziennikarz Henry David Thoreau postanowił spróbować „odciąć się od tego wszystkiego” i żyć w samotności. Trudno powiedzieć dziś, co miało oznaczać „to wszystko”, jako że Thoreau dobiegał dopiero trzydziestki i miał wiele planów. Na wynajętym kawałku ziemi w Walden Woods w Massachusetts postawił jednoizbową chatę i mieszkał w niej przez dwa lata, dwa miesiące i dwa dni. Opis tego pustelniczego pobytu, przemyślenia, jakie wywołał, różnorakie wnioski znajdziemy w wydanym w 1854 roku tomie „Walden, czyli życie w lesie”.

Spór o Krwawego M.
Czego nas uczą wyroki?
Maksymiliana B. z uwagi na jego okupacyjną działalność w „policji granatowej”, a następnie w policji niemieckiej, tzw. Schutzpolizei, zwano Krwawym Maksem. Był synem „granatowego policjanta”, piastującego funkcję komendanta policji. W sierpniu 1942 r. wstąpił ochotniczo do „policji granatowej” i do końca roku uczył się w szkole policyjnej. Po jej ukończeniu, w styczniu 1943 r., rozpoczął pracę w P. – początkowo w „policji granatowej”, a następnie w niemieckiej Schutzpolizei. Używał wtedy imienia Maks, a jego czyny wobec Polaków sprawiły, że nadano mu przydomek „krwawy”. Po wojnie Sąd Wojewódzki w L. wyrokiem z 15 października 1960 r. (następnie nieznacznie zmienionym przez Sąd Najwyższy) skazał Maksymiliana B. na karę śmierci „za to, że w okresie okupacji niemieckiej – od 1942 do 1944 r. – na terenie powiatu p.-skiego, jako członek niemieckiej policji »Schutzpolizei « idąc na rękę władzy państwa niemieckiego, działał na szkodę osób prześladowanych ze względów politycznych i narodowościowych, przez to, że zabił wiele osób, brał udział w rozstrzeliwaniu wielu osób, jak również w dobijaniu rannych po egzekucji”. Wyrok ten został następnie zmieniony przez Radę Państwa, która – korzystając z prawa łaski – zmieniła karę śmierci na dożywotnie więzienie. Ze względu na wejście w życie nowego Kodeksu karnego, nie przewidującego kary dożywotniego więzienia, sankcja została zamieniona na karę 25 lat pozbawienia wolności.