Nasza strona internetowa używa plików cookie (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych. Każdy ma możliwość wyłączenia plików cookie w przeglądarce, dzięki czemu nie będą zbierane żadne informacje.

Magazyn Literacki KSIĄŻKI 8 (155) 2009

Z Katalog.Czasopism.pl

Przejdź do Magazyn Literacki KSIĄŻKI lub Spisy treści 2009


okładka numeru 8 (155) 2009


Winnetou z szablą Skrzetuskiego
Ekranizacje literatury polskiej na świecie - Temat numeru

Literatura polska nigdy nie cieszyła się zbyt wielkim zainteresowaniem ze strony zagranicznych filmowców, a już na pewno nie w takim stopniu jak angielska, francuska, amerykańska czy rosyjska. A przede wszystkim – Biblia. W światowej kinematografii bowiem prym wiodą ekranizacje poszczególnych ksiąg Pisma Świętego, tragedii Szekspira z „Hamletem”, „Romeo i Julią” oraz „Otellem” na czele, powieści Aleksandra Dumasa-ojca („Trzej muszkieterowie”, „Hrabia Monte Christo”), Julesa Verne’a („20 tys. mil podmorskiej żeglugi”, „W 80 dni dookoła świata”), Marka Twaina („Przygody Tomka Sawyera”, „Przygody Hucka”), Fiodora Dostojewskiego („Idiota”, „Zbrodnia i kara”), Lwa Tołstoja („Anna Karenina”), Arthura Conan Doyle’a (opowieści o Sherlocku Holmesie wraz z powieścią „Pies Baskerville’ów”). Dla przykładu, „Hamlet” i „Trzej muszkieterowie” osiągnęli liczbę po 70 ekranizacji każdy z utworów, „Anna Karenina” 24, „W 80 dni dookoła świata” 23, „Pies Baskervilleów” 20, „Przygody Tomka Sawyera” i „Przygody Hucka” po 20. Po wymienionych autorów sięgały kinematografie europejskie, północnoamerykańskie, azjatyckie, latynoskie. Oczywiście, prym wiedli filmowcy z rodzimych krajów poszczególnych autorów, ale odsetek obcych ekranizacji był spory. I tak, „Hamleta” – poza Anglią – przenoszono na duży lub mały ekran m.in. w Danii, Japonii, Meksyku i Związku Radzieckim, a „Trzech muszkieterów”, przykładowo, w USA, ZSRR, Japonii. Utwory te stały się własnością kultury światowej i film pod różnymi szerokościami geograficznymi korzystał z tego. Polscy pisarze nie mieli tyle szczęścia, niemniej jednak na świecie, a głównie w Europie, powstało kilkanaście filmów zainspirowanych twórczością autorów znad Wisły, a wiele z tych filmów nigdy do nas nie trafiło albo uległy zapomnieniu. Największą karierę zrobiły pod tym względem powieści Henryka Sienkiewicza, zwłaszcza ta z fabułą osadzoną w czasach pierwszych chrześcijan.

Pretensje o bzykanko
Rozmowa numeru - Magdalena Miecznicka

-Czy bohaterka twojej książki poszłaby głosować w wyborach do Parlamentu Europejskiego?

-Nie wiem. Ona żyje innymi sprawami. Nie interesuje się polityką, więc pewnie nie głosowałaby, chyba, że polityka i zaangażowanie obywatelskie stałyby się w jakimś momencie jedną z tych pasji, których używa jako mechanizmów swojej ucieczki. Ucieczki od samej siebie. Ale taki wątek się tam nie pojawia.

-Wydaje się, że ona jest twoją rówieśniczką, a książka jest opowieścią o twoim pokoleniu. Ty jednak nie jesteś tak daleko od polityki, chociażby z tego powodu, że pracujesz w mediach.

-Nie zajmuję się polityką, nie rozmawiam z politykami, chociaż ostatnio kilka razy „recenzowałam” ich „styl”. Na przykład styl Janusza Palikota. Polityka to jest jedno wielkie nabieranie ludzi, czyli marketing, a mnie marketing strasznie nudzi.

-Czy twoje pokolenie w końcu się na to wszystko nie zdenerwuje?

-Pojęcia nie mam. Mnie, oczywiście, czasem coś strasznie denerwuje, jakieś kłamstwa, przekręty etc., ale nie czuję w sobie żadnej siły, żeby coś z tym zrobić.

-Znalazłaś jednak w sobie tyle siły, żeby napisać powieść, chociaż do tej pory zajmowałaś się krytyką literacką. Trafiłem w Internecie na takie stwierdzenia, że wreszcie znalazła się krytyczka, która się nie bała sama napisać książki. Coś przełamałaś w sobie?

-Spotykam się ciągle z pytaniem, czy to jest etyczne, żeby ktoś, kto recenzuje innych, sam pisał książkę. A przecież bardzo wielu pisarzy zajmowało się również krytyką-Kijowski, Gombrowicz, Irzykowski, Mrożek. A z pisarzy dzisiejszych – Iwona Smolka, Anna Nasiłowska, Krzysztof Varga, Piotr Kępiński, Agnieszka Drotkiewicz, Agnieszka Wolny-Hamkało – żeby wymienić kilka nazwisk, które pierwsze przychodzą mi na myśl. Więc w ogóle nie rozumiem tej dociekliwości w moim wypadku. Czy Vargę też bez przerwy pytają, jak śmie być pisarzem, skoro jest krytykiem – a nawet przez wiele lat był kimś znacznie więcej, bo szefem działu kultury w „Gazecie Wyborczej”? Co do mnie, zawsze wiedziałam, że będę pisarką, ale musiałam dojrzeć do tego, żeby coś opublikować. Zawsze pisałam, chociaż głównie do kosza.

Sam był sobie wrogiem
Rocznica śmierci Gombrowicza - Maria Świeczewska

-Jak poznała pani Witolda Gombrowicza?

-Dzięki mężowi, nieżyjącemu od 1971 roku Karolowi Świeczewskiemu. Przed 1939 rokiem zdążył on ukończyć na Uniwersytecie Warszawskim trzy lata polonistyki i, choć podczas II wojny światowej był przez cztery lata jeńcem stalagu w Dreźnie, to po przyjeździe do Argentyny wiedział kim jest Gombrowicz. Karol był wrażliwy, psychicznie bardzo skomplikowany, po przeżyciach wojennych, na emigracji w Argentynie bardzo tęsknił za rodziną i Polską. Odkrycie Gombrowicza, na jednym z przyjęć w Buenos Aires, uważał za dar losu. Pisarz też tym spotkaniem był wniebowzięty, bo wkoło miał samych przeciwników. Potem bywał u nas często.

-Dlaczego Gombrowicz miał wśród rodaków przeciwników?

-Bo nie pojechał walczyć po napaści na Polskę. Po dziewiczym rejsie „Chrobrego”, pod koniec sierpnia 1939 roku, pozostał w Argentynie, więc uważano, że stchórzył, kiedy inni walczyli na różnych frontach świata, ginęli. Wielu Polaków, głównie z armii Andersa, przyjechało tutaj – pokiereszowanych fizycznie, psychicznie, bez ojczyzny, bo ich rodzinne Kresy znalazły się poza granicami polski, za którą przelewali krew. Gombrowicz też jednak przeżył mocno tę wojnę i ciężko za nią zapłacił: nędzą, przez kilka lat żył jak kloszard, sypiał na kartonach, długo nic nie pisał. Dopiero kiedy w 1947 roku dostał pracę w Banco Polaco, zaczął tworzyć – najpierw „Ślub”, potem „Transatlantyk”. Wtedy właśnie go poznałam, w 1953 roku, pomagałam mu nawet „Transatlantyk” sprzedawać, choć z wielkimi trudnościami.

-Pamięta pani scysje Gombrowicza z Polakami?

-Naturalnie. Polaków lekceważył, wykpiwał, choć oni nie stronili od niego. Nie dawał się jednak lubić. Był konfrontacyjny, zachowywał się wyzywająco, arogancko. On był sam sobie wrogiem. Uwielbiał tylko tych, którzy go rozumieli i hołubili. Pokłócił się na całe życie nawet ze swoim długoletnim wielkim przyjacielem, artystą malarzem Zygmuntem Grocholskim – tylko za to, że nie mógł znieść jak Grocholski deklamował. Jednak dla Karola był wspaniałym przyjacielem – dobrym, wiernym, zawsze stał po jego stronie. Z autorami argentyńskimi też się kłócił, prowokował nawet Borgesa – dopiero po jego śmierci przyznał, że był wielkim pisarzem.

Jedno w głowie
Co czytają inni

Przeczytałem niedawno biografię Byrona opublikowaną przez jego przyjaciela Johna Galta w 1830, już po śmierci poety. Galt, który z Byronem spędził wiele czasu i towarzyszył mu w licznych podróżach, rozpisuje się na temat sięgających średniowiecza korzeni rodu Bironów, Buronów, wreszcie Byronów; wychwala pod niebiosa George’a Gordona za jego wsparcie słusznej sprawy Albańczyków oraz zrozumienie trudnej pozycji Greków; drobiazgowo opowiada o ostatnich chwilach autora „Childe Harolda”. Byron to wzór do naśladowania i tyle, kolejny Wielki Brytyjczyk.

Ale chwaląc swego przyjaciela, Galt wybiela go i pomija w biografii niewygodne epizody. Nie ma tu wzmianki o biseksualizmie, o dziecku zrobionym przyrodniej siostrze i o romansie z nią wyprzedzającym oficjalny związek z Annabellą Millbanke.